Gazela w Laponii

TOP 3 RZECZY, KTÓRE POMOGĄ CI ZADOMOWIĆ SIĘ W NORWEGII! CZ. III

TOP 3 RZECZY, KTÓRE POMOGĄ CI ZADOMOWIĆ SIĘ W NORWEGII! CZ. III

Jeśli wytrwałeś do trzeciej rady, którą każdy planujący przeprowadzkę do Norwegii powinien wziąć pod uwagę- gratulacje!! W pierwszym poście poruszyłam znajomość języka norweskiego jako PODSTAWĘ do wykorzystania swojego wykształcenia i spełnienia się zawodowo. Z kolei w drugim wpisie podkreśliłam istotę otwarcia się, na norweską kulturę, chęć integracji oraz aktywnego włączania się do lokalnego społeczeństwa jako KLUCZ do znalezienia swojego miejsca w tym kraju. Jeśli jeszcze nie przeczytałeś tych dwóch wpisów koniecznie zrób to zanim przejdziesz dalej. Jeśli już to zrobiłeś, zapraszam, na trzecią i tym samym ostatnią radę, która dotyczy norweskich dóbr NATURY i nie chodzi mi wcale o ropę czy rybołówstwo!

RADA NUMER 3- Friluftsliv

Mieszkając ponad sześć lat w Norwegii spotkałam sporo rodaków, którzy twierdzą że w tym kraju poza pracą NIE MA co robić. Twierdzą, iż w Norwegii jest nudno, ciemno, zimno. Norwegowie są dziwni, w sklepach nie ma co kupować, alkohol jest drogi, można dostać depresji i jest wieczna monotonność! To właśnie oni zainspirowali mnie do tej ostatniej rady i to właśnie dzięki nim „Friluftsliv” znalazł się w samej czołówce!

Prawdziwe bogactwo Norwegii

Już od paru lat Norwegowie reprezentują czołówkę najszczęśliwszych krajów na świecie i pobijają w rankingach wszystkie narodowości jeśli chodzi o stopień zadowolenia mieszkańców. Na to pytanie dlaczego właśnie tak jest, ciężko dać jednoznaczną odpowiedź jednak moje lata obserwacji potwierdzają teorię wielu naukowców. Teoria ta głosi, iż w życiu Norwegów OGROMNĄ rolę odgrywa FRILUFTSLIV, czyli życie na świeżym powietrzu. Właśnie ta głęboko zakorzeniona potrzeba obcowania z naturą, od wieków wpisana była w ich tradycję. Filozofia ta dowodzi, że natura powinna być domem każdego człowieka i nie należy przywiązywać się do rzeczy materialnych, które cechuje śmiertelność. ALe to nie wszystko! Na czym dokładnie polega friluftsliv?

(źródło: Jenny K. Blake Brown „Cheese Please”- Norway inside out from the outside in)

Zero rywalizacji

Na początku dodam, że aby w pełni doświadczyć czym jest idea Friluftsliv należy samemu jej doświadczyć! Norweska kultura została ukształtowana właśnie w naturze. Tam przebiegało ich codzienne życie, które było bezpośrednio uzależnione od warunków pogodowych i dóbr naturanych. Dzisiaj każdy przeciętny Norweg posiada swoją chatkę “hytte” do której udaje się w weekend bez względu na pogodę. Tam, na odludziu, z dala od jakiejkolwiek cywilizacji praktycznie bez telewizji, sygnału i wifi (to ostatnie to już niestety rzadkość) chodzi po górach, łowi ryby, jeździ na nartach, zbiera owoce leśne, smaży gofry popijając gorącą kawą zrobioną na ognisku. Wraca do podstaw egzystencji. Uczy się być sam ze sobą. W totalnej prostocie i pokorze. Relaks w naturze. To zapakowany cały plecak (auto) niepotrzebnych rzeczy. To niecodzienne przygody i nowe możliwości. Odstresowanie. Odreagowanie. Bycie sobą w 100%. Spokój. Zadowolenie. Rekreacja. Wysiłek fizyczny ale BEZ rywalizacji. Bo w naturze nikogo nie musisz udawać. Nie musisz zakładać maski. Z nikim nie musisz walczyć. Tam wszystko jest w harmonii.

RZECZYWISTOŚĆ

Moje własne doświadczenie potwierdza że, wcale nie trzeba od początku kochać przyrody, żeby z niej czerpać korzyści. Dodatkowo nie musisz spędzać weekendów w HYTTE czy chodzić po najwyższych górach zdobywając ciężko dostępne szczyty, żeby czerpać radość. W ogóle nie musisz być najlepszym, mieć najnowszy sprzęt, markowe ubrania i nie musisz mieć długiego bagażu doświadczeń z biegówkami! Wystarczy, że zaczniesz korzystać z dóbr natury właśnie tam gdzie MIESZKASZ. Wyjść na RYBY! Pojechać rowerem do pracy w deszczu. Iść na spacer po plaży w środku samego sztormu. Każdy najzwyklejszy spacer w najbliższym lesie poprawi samopoczucie, korzystnie wpłynie na zdrowie. Poprawi krążenie, a to od razu polepszy myślenie, zwiększy kreatywność, pobudzi do działania i doda motywacji!

Jak to robią Norwegowie?

Biegówki Biegówki Biegówki! Norwegia to naród miłośników sportów zimowych. To żywy dowód na to, że zamiast narzekać na panujący tu klimat- można czerpać pełnymi garściami! W jaki sposób? W każdym najmniejszym mieście znajduje się dobrze dostosowana infrastruktura do uprawiania biegówek – dostępna dla każdego! Oświetlone nartostrady niezależnie od pory roku, są codziennie odśnieżane lub sztucznie naśnieżane z których możesz korzystać zarówno w dzień jak i noc, przed lub po pracą! Potrzebujesz tylko sprzętu- który przykładowo (porównując do przysłowiowego członkostwa na siłowni)- zwróci się już po 3 miesiącach! Lub cały sprzęt możesz wypożycyć w placówkach BUA lub Czerwonym Krzyżu- za darmo lub za symboliczną opłatą. Jest coś lepszego niż trening na świeżym powietrzu?

Powrót do korzeni

Człowiek od zarania dziejów i wieków był częścią natury. Żył w niej i z niej. Czerpał z niej ogromne korzyści niezbędne do egzystencji, przeżycia, czy założenia rodziny. Międzynarodowe badania potwierdzają, że człowiek w kontakcie z naturą może wyłącznie zyskać i czerpać same korzyści. Dlaczego?

Po pierwsze dlatego, że jesteśmy stworzeni do ruchu. Być w ruchu to coś co jest wpisane w naszą ludzką naturę, coś co jest koniecznością do życia i dobrego funkcjonowania w ciągu dnia. Od początków ludzkości mężczyźni zmuszeni byli biegać, żeby łowić zwierzynę, a kobieta musiała namęczyć się żeby przygotować obiad, nakarmić całą rodzinę i odgonić wilka który chciał jej ten obiad zjeść. Tak samo dzisiaj potrzebujemy ruszać ciało dla całokształtu i zdrowia. Nie jest ważne CO robimy, ale to że COKOLWIEK robimy. Kontakt z naturą zapobiega powstawaniu chorobom, sprzyja lepszemu zdrowiu fizycznemu i psychicznemu, pobudza naszą kreatywność i inspirację, a co za tym idzie zwiększa jakość naszego życia! A chyba o to najbardziej chodzi w dzisiejszym świecie prawda?

(źródło: Jenny K. Blake Brown „Cheese Please”- Norway inside out from the outside in)

Jakość vs. ilość

Norwescy entuzjaści życia w przyrodzie uważają, że im mniej ludzi w naturze tym lepiej. Nie ma znaczenia z kim i co robisz, ale sam fakt, że jesteś w naturze daje same korzyści. Odpoczywasz fizycznie i psychicznie. Otwierasz się na otoczenie i zaczynasz dostrzegać krajobraz i zachodzące wokół niego zmiany. Jednym słowem zaczynasz doświadczać różnorodności natury. Badania dowodzą, że zwrócenie uwagi na wszystkie przyrodnicze aspekty powodują, że człowiek jest mniej zestresowany, nie traktuje siebie tak poważnie, jest bardziej podatny na zmiany. Te czynniki w swojej kolejności powodują, że człowiek o wiele lepiej współdziała w społeczeństwie i nie dąży uparcie do bycia idealnym, perfekcyjnym. A tym samym bezpośrednio wpływa na wzrost poziomu szczęścia!

POGODA

Otóż, być w naturze to nie tylko seria płynących z niej korzyści! To także walka ze soba i z warunkami atmosferycznymi! Jak dobrze wiesz, tutaj pogoda zmienia się jak w kalejdoskopie. W ciągu jednego dnia możesz przeżyć wszystkie pory roku na raz! Dlatego żyjąc tu albo zaakceptujesz pogodę albo nie i bedziesz nieszczęśliwy! Sama uważam, iż trzeba zaakceptować zmienną i niełatwą POGODĘ, gdyż z nią nie jesteś w stanie NIC zrobić, a warunki pogodowe potrafią naprawde dać w kość. Mimo, iż nie do końca zgodzę się z norweskim mottem które głosi, że “ nie ma złej pogody, są tylko złe ubrania”, to uważam że o wiele lepiej jest wyjść nawet w złej pogodzie (niż siedzieć w domu) po to żeby poczuć, że się żyje! Potraktować to jako wyzwanie. Jako wisieńka na torcie danego dnia. Dlaczego tak twierdzę?

Dobre PODEJŚCIE do sprawy

Bo uważam, że szczęścia nie buduje się na dobrej lub złej POGODZIE, ale na stosunku do samego siebie i nastawienia do otoczenia. Jak lubisz dostrzegać negatywne sprawy w każdej sytuacji, to pogoda będzie idealnym powodem do ponarzekania! W życiu nie chodzi o to żeby jakoś przeżyć, ale żeby nauczyć się żyć z wyzwaniami które przynosi codzienność. Nie chodzi o to żeby przeczekać, aż przejdzie burza, ale żeby nauczyć się tańczyć w deszczu! Sama przyjechałam z dużego miasta prosto z dwumilionowej Warszawy do pięciotysięcznego maleńkiego studenckiego miasteczka Bø w Telemarku i przeżyłam SZOK.

Być WĘŻEM ?

Ale byłam otwarta, postanowiłam dać szansę Norwegii, oraz zaraziłam się ich zamiłowaniem do natury i rekreacji czasu wolnego w przyrodzie i zakochałam się. Nie stało się to od razu i przez jedną noc! Nie raz rzucałam nartami, czołgałam się pod górę w złej pogodzie marząc żeby być WĘŻEM (bo przecież wąż LEŻY jak idzie :D) i narzekałam na męża jak w środku lodowego pustkowia odmarzły mi palce u nóg tak, że były fioletowo-zielone! Ale stopniowo i powoli zamieniłam to czego mi najbardziej brakowało na zupełnie nowe hobby, które teraz dają mi ogromną satysfakcję, radość i powodują że czuję się jak ryba w wodzie. Dają mi ochotę do wyskoczenia rano z łóżka, zarówno w sobotę jak i niedzielę! A w poniedziałek do tego żeby rano w pracy móc zacząć planować kolejne weekendowe przygody!

Podsumowanie

Celem tych trzech postów było zwrócenie uwagi na najważniejsze aspekty, które moim zdaniem bezpośrednio wpływają na całokształt jakości życia w tym kraju. ALE każdy omówiony przeze mnie czynnik sam w sobie nie da tak pozytywnego rezultatu, jak świadomość występowania każdego z nich łącznie i wprowadzenia ich razem w życie. Dlaczego?

Bo bez znajomości języka nie byłabym tu gdzie teraz jestem. Nie miałabym pracy marzeń, do której z chęcią chodzę. Gdzie żaden dzień nie jest taki sam, a każdy kolejny to nowe, zupełnie inne wyzwania!

Uczyć się od mieszkańców

Po drugie to właśnie integracja pomogła mi zrozumieć norweską kulturę. Ta wiedza przyczynia się do tego, że respektuje Norwegów mimo, iż bardzo różnią się od naszej kultury, naszych tradycji i zwyczajów. Ponadto jestem bardziej wyrozumiała i mniej się nimi irytuję! Co więcej, integracja bezpośrednio przyczyniła się do tego, że zostałam zarażona bakcylem “FRILUFTSLIV”, czyli chęcią spędzania każdej jednej minuty w przyrodzie, odkrywania nowych miejsc, akceptowania złej pogody i szukania pozytywów każdego dnia!

Coś w zamian?

Mam nadzieję, że seria moich 3 rad również i Tobie da chociaż trochę do myślenia. Będzie podstawą do refleksji, rozważań i odniesienia swojej sytuacji do tych omówionych przeze mnie tematów. Obojętnie czy mieszkasz już w Norwegii czy dopiero jesteś przed podjęciem tej ważnej dla Ciebie decyzji o przeprowadzce- życzę powodzenia!

Koniecznie podziel się ze mną swoimi doświadczeniami. Może masz jakiś inny aspekt o którym ja nie pomyślałam, a którym chciałabyś się podzielić? Koniecznie zostaw komentarz!

TOP 3 RZECZY, KTÓRE POMOGĄ CI ZADOMOWIĆ SIĘ W NORWEGII! CZ. II

TOP 3 RZECZY, KTÓRE POMOGĄ CI ZADOMOWIĆ SIĘ W NORWEGII! CZ. II

Jeśli Ty również. rwiesz sobie włosy z głowy, zastanawiając się CO jeszcze musisz zrobić, żeby w końcu znaleźć SWOJE własne miejsce w Norwegii i nareszcie czuć sie tu dobrze, ta seria trzech postów jest szczególnie dla Ciebie! W tym poście znajdziesz drugą najważniejszą zasadę dobrego życia w Norwegii. Jeśli jeszcze nie przeczytałeś pierwszej, koniecznie to zrób, zanim przejdziesz do czytania tego wpisu. Jeśli już to zrobiłeś, zapraszam, na drugą radę, która dotyczy INTEGRACJI!!

RADA NUMER DWA —-> INTEGRACJA

Na samym początku wyobraź sobie cały świat i jego mieszkańców! Ok, wiem że to niemożliwe, dlatego wróćmy na ziemię. Międzynarodowe badania statystyczne pokazują, iż na świecie, a dokładniej poza granicami swojego kraju pochodzenia mieszka ponad 244 milionów ludzi!? Dużo prawda? Tymczasem Oslo należy do najszybciej rosnących miast w Europie jeśli chodzi o wzrost napływu imigrantów. Jako przykład dodam, iż w jednej dzielnicy Oslo (Stovner) reprezentowane są aż 142 różne narodowości. Oczywiście, największą grupę stanowią Polacy. Według norweskich danych statystycznych, aż 45% migracji w tym kraju napędzane jest chęcią znalezienia zatrudnienia, a 29% to uchodźcy potrzebujący azylu i schronienia.

Problemy vs. możliwości ?

Migracja jest niezbędna do prężnego rozwoju każdego kraju. Z badań wynika, iż napływ nowych mieszkańców to również wzrost siły roboczej, korzystnie wpływający na dynamiczny rozwój krajowej gospodarki. Norwegowie są tego świadomi, dlatego w 2017 roku norweski rząd przeznaczył aż 180 000 000 zł (ok. 360 milionów koron) na działalność związaną z integracją migrantów i uchodźców! Tym samym podkreślając, że każdy nowo przyjezdny to nowe, ogromne zasoby i możliwości, zamiast problemy! Dlaczego?

CHĘĆ!

Szereg wprowadzonych działań i programów integracyjnych na szczeblach regionalnych i lokalnych w każdym województwie ma za zadanie pomóc w udomowieniu obcokrajowców oraz DOBRZE spożytkować potencjał wykształconych, aktywnych i przedsiębiorczych ludzi. Głównie ludzi chętnych do wykorzystania swoich kwalifikacji w nowym kraju zamieszkania oraz pragnących osiedlić się w tym kraju na stałe.

Jak teoria ma się do praktyki?

Z mojego doświadczenia integracja w norweskim mniemaniu dzieje się głównie poprzez przynależenie do różnych grup, zrzeszeń, związków czy stowarzyszeń. Zupełnie inaczej, niż dzieje się to w Polsce. Tam gdzie jest dwóch Norwegów, tam są cztery zgrupowania miłośników, entuzjastów czy pasjonatów danej dziedziny. Bez przynależenia do danej grupy nie istniejesz w tym kraju. Wychodzę z założenia, że poprzez aktywne uczestnictwo, szczególnie w lokalnym społeczeństwie można nie tylko zwiększyć wiedzę na temat kraju i mieszkańców, ale również poznać zarówno ich kulturę, jak i lokalnych ludzi, oraz zgłębić ich tradycje, a co najważniejsze (i po raz drugi wracam do zasady nr jeden!) nauczyć się języka!

Integracja OBUSTRONNA

Ponadto uważam, że sama integracja (z inicjatywy Norwegów) nie wystarczy, trzeba chcieć się zintegrować czyli wyrazić CHĘĆ włączenia się do ich społeczeństwa. Dlatego twierdzę, iż drugi stopień do dobrej egzystencji w tym kraju to otwartość i chęć poznania Norwegów i ich zwyczajów. Norwegowie z reguły są zamknięci, dlatego inicjatywa na nowe znajomości rzadko wychodzi z ich strony. Jeśli sam nie wyjdziesz z inicjatywą, oni sami nie wyjmą ręki. Trzeba dać im powód, zbudować zaufanie. Moje osobiste doświadczenie potwierdza fakt, że jeśli im na to pozwolisz to są w stanie zrobić dla Ciebie bardzo dużo. Jak ty ich traktujesz tak oni ciebie! Jak było w moim przypadku?

DUGNAD

Już jako studentka sama uczestniczyłam w różnego rodzaju “dugnad’ach”- czyli wzajemnej pomocy społecznej – oczywiście nieodpłatnej. Dugnad w Norwegii jest bardzo popularny. Dodam, że z ostatnich badań wynika, że Norwegowie przepracowali, aż TRZY razy więcej godzin na aktywność społeczną, niż osoby zaangażowane w taką działalność w Polsce, a jest nas DZIESIĘĆ razy więcej! W tym kraju chęć niesienia pomocy innym wyssana jest z mlekiem matki. Dobrym przykładem nieodpłatnej działalności społecznej jest system chatek DNT, gdzie Norwegowie tylko w formie dugnadu czyli darmowej, bezinteresownej pracy budują, utrzymują, odnawiają, remontują oraz dbają o chatki położone w trudno dostępnych miejscach w górach. Gdyby nie ta praca, wolontariusze, oraz chętni i zaangażowani lokalni ludzie, nie byłoby ponad 500 chatek dostępnych dla każdego!

Dlaczego w takim razie sama chciałam być uczestnikiem wolontariatu?

Po pierwsze dlatego, bo sama uważam że człowiek jest szczęśliwszy jak daje od siebie innym. Po drugie w tak małym społeczeństwie jakim jest Norwegia wszystko opiera się na relacjach. Tych relacji nie zbudujesz siedząc w domu. Sam. Ale za to w “grupie siła”! Grupa, która jest wspólnotą różnorodnych indywidualności gwarantuje najkorzystniejsze warunki rozwoju, każdej z jednostek! Po trzecie podkreślam kolejny raz, że jest to idealny sposób do nauki i praktyki języka! Ponadto, jest to bardzo dobry sposób na poznanie kultury, integrację i sposób budowania relacji ze społecznościami lokalnymi. Znajomości w tym kraju są niezmiernie ważne!

ENTUZJAZM

Jeszcze jako studentka nie czułam się na siłach, żeby już podjąć pracę w zawodzie trenera więc udałam się do największego centrum sportowego w mieście twierdząc, że na początku mogę pracować nieodpłatnie w zamian za podszkolenie języka. Oczywiście widząc mój entuzjazm, kwalifikacje i chęci do pracy w swojej profesji od razu dostałam pracę!

Masz ochotę dołączyć?

Jeśli nie wiesz gdzie zacząć, zachęcam do zapisania się do lokalnych organizacji Czerwonego Krzyża, wolontariatu Frivilligsentral, czy aktywnego uczestnictwa w lokalnych dugnadach. Poczytaj o programach regionalnych lub lokalnych mających na celu integrację nowo przybyłych osób czy rodzin. Gorąco polecam program działający w naszym województwie o nazwie “Mentor program”(kliknij), który oferuje zarówno pomoc jak i integrację każdemu obcokrajowcowi prosto od samych (chętnych do pomocy) lokalnych ludzi!

What’s in it for me? ZYSKI?

W trakcie takiego programu dostaniesz własnego mentora (Norwega), który pomoże Ci ze wszystkimi praktycznymi rzeczami związanymi z mieszkaniem w tym kraju, jak również odpowie na Twoje pytania związane z rynkiem pracy czy edukacją. Ponadto, pomoże Ci zapoznać się z relewantnymi pracodawcami, doradzi przy wysyłaniu listów motywacyjnych oraz ułatwi drogę w kierunku integracji z norweskim społeczeństwem.

TAK WIĘC…

Chęć włączenia się do lokalnej wspólnoty, otwartość na norweskie tradycje i gotowość na zmiany, skraca ścieżkę do zrozumienia norweskiego społeczeństwa i ułatwia START w tym kraju. Ponadto, włącza nowoprzybyłych do lokalnego społeczeństwa oraz tworzy nowe sieci i relacje w lokalnej wspólnocie. Dlatego podkreślam, że integracja musi być obustronna, żeby człowiek mógł odnależć się w tym kraju i żeby był w stanie w pełni zadomowić się w Norwegii!

ALE ..

Znajomość języka i dobra integracja nie wystarczy do tego, aby czuć się tu dobrze i w pełni komfortowo! Jaki czynnik jest równie ważny, jeśli nie najważniejszy, który zamknie moją czołówkę trzech gównych aspektów dobrego życia w Norwegii? Już teraz się dowiedz!

Możesz to zrobić —> TU<— ?

P.s.

Natomiast jeśli mieszkasz już w Norwegii i masz własne doświadczenis i przemyślenia związane z integracją, inne od moich, koniecznie podziel się ze mną Twoimi spostrzeżeniami w komentarzu!

TOP 3 RZECZY, KTÓRE POMOGĄ CI ZADOMOWIĆ SIĘ W NORWEGII! CZ. I

TOP 3 RZECZY, KTÓRE POMOGĄ ZADOMOWIĆ CI SIĘ W NORWEGII! CZ. I

Ostatnio Gazela w Laponii przeżywa bardzo intensywny czas. Począwszy od wywiadów do lokalnych gazet i portali internetowych, aż po telewizję zarówno polską jak i norweską. Ponadto, pierwsze SPOTKANIE z czytelnikami zarówno na Słowacji jak i w Polsce! Było wspaniale! Za to wszystko bardzo wszystkim dziękuję! Interakcja z czytelnikami za każdym razem daje mi dużo nowych pomysłów i inspiracji do dalszego działania. To spore zainteresowanie ze strony mediów –bezpośrednio przyczyniło się do zwiększonej ilości napływających do mnie wiadomości i pytań na które bardzo chciałabym odpowiedzieć.

Co się okazuje, większość Waszych pytań dotyczy praktycznych porad oraz wskazówek odnoszących się do życia i mieszkania w kraju Wikingów. Jak również aspektów związanych z przeprowadzką w celu podjęcia pracy lub studiów. W związku z czym, ten post postaram się ograniczyć do trzech kluczowych wskazówek związanych z przeprowadzką do Norwegii, o których każdy powinien wiedzieć przed przyjazdem na stałe do Norwegii. Każdy z punktów dokładnie opiszę w osobnych wpisach.

Jeśli również i Ty borykasz się z takimi samymi pytaniami i zastanawiasz się nad zamieszkaniem w Norwegii, ale nie wiesz co się z tym wiąże, ta seria 3 postów jest szczególnie dla Ciebie! Tak więc zaczynamy! Zapraszam Cię, na moją pierwszą najważniejszą radę:

Rada numer jeden –> JĘZYK NORWESKI!

Fundamentem dobrego życia w Norwegii jest znajomość ich ojczystego języka. Owszem, można posługiwać się tylko językiem angielskim, gdyż praktycznie każdy mieszkaniec Skandynawii posługuje się tym językiem, ale tą opcję komunikacji zdecydowanie nie polecam oczywiście tylko jeśli masz większe ambicje! Dlaczego?

STUDIA- > STUDIA-> STUDIA

Przed samym podjęciem tej trudnej dla mnie decyzji o przeprowadzce do Norwegii złożyłam podanie na studia do Høgskolen i Sørøst Norge (kliknij żeby dowiedzieć się więcej), po to aby podjąć studia języka norweskiego. Wiedziałam, że chcę nauczyć się języka aby tu zamieszkać na dłuższy okres ! Nie tylko po to by, umieć komunikować się w tym języku, ale po to żeby lepiej zrozumieć Norwegów. Ponadto, uważam że posługiwanie się ich językiem to również jedna z form okazania im szacunku.

CIĘŻKA PRACA SIĘ OPŁACA

Mi się udało! Wkrótce zostałam przyjęta na roczne studium językowe, gdzie nauka języka skupiała się na przedmiotach z nauk humanistycznych i socjologicznych. Na studiach każdego dnia mieliśmy zajęcia teoretyczne i praktyczne z nauk interdyscyplinarnych takich jak historia, geografia, literatura (w tym czytanie norweskiej literatury pięknej), oraz nauki polityczne. Studia miały nie tylko nauczyć języka ale głównie przygotować studenta do funkcjonowania w tym kraju. Poszerzyć jego wiedzę na temat mieszkańców Norwegii, dać niezbędne informacje dotyczące kraju oraz pomóc w zrozumieniu norweskiej kultury i tradycji.

PRZEPUSTKA

Były to bardzo intensywne studia i przyznam, że nie raz rzucałam książkami zadając sobie pytania po co mi to wszystko. W szkole spędzało się dobrych kilka godzin każdego dnia przez 5 dni w tygodniu. Prace domowe, lekcje i nauka po godzinach szkolnych zabierały praktycznie każdy wolny czas. Tak, nie można tego studium porównać do ”voksenopplæring” czyli oferty nauki języka skierowanej do obcokrajowców, gdzie uczysz się języka 2 razy w tygodniu wieczorami przez 3 miesiące. Niestety, jest to zdecydowanie niewystarczająca oferta do porządnego nauczenia się tego języka. Ale wychodzę z założenia, że lepsza niż żadna.

Studium które ja ukończyłam trwało cały rok i kończyło się egzaminem państwowym na poziomie B2. Taki oto dokument, podstawowe wiadomości o kraju i niezbędne fundamenty językowe umożliwiły mi podjęcie studiów magisterskich na uniwersytecie Nord Univestitet w Bodø .

NAJLEPSZA INWESTYCJA

Po co ta ciężka praca, monotonne godziny, pot i wysiłek skoro wszędzie w Norwegii dogadasz się po angielsku? Po to żeby nie spocząć na przysłowiowych laurach po ukończonych studiach w Polsce i zadowolić się obojętnie jaką pracą przyjmując, że i tak lepiej tu zarobię. Zrobiłam to głównie dlatego, żeby nie zmarnować LAT nauki w Polsce i móc wykorzystać swoją wiedzę i kompetencję również w tym kraju. W ogóle nie było mi łatwo, ale z perspektywy czasu widzę, że ta decyzja była moją najlepszą inwestycją. A czas poświęcony na naukę i własny rozwój, zaowocował bardzo szybko. Dlaczego?

STATYSTYKA

Rynek pracy w Norwegii jest bardzo obszerny i deficyt ludzi WYKSZTAŁCONYCH wzrasta z roku na rok. Tu możesz zostać naprawdę kim zechcesz jeśli tylko masz wykształcenie, NAUCZYSZ się języka, zaryzykujesz i spróbujesz swoich sił. Coraz więcej ofert pracy na rynku norweskim dotyczy konkretnych specjalizacji tj. informatycy, programiści, menedżerowie, kosmetyczki czy profesje w służbie zdrowia. Niestety statystyki pokazują, że większość imigrantów podejmuje ciężkie prace fizyczne, poniżej swoich kwalifikacji. Głównie dlatego, iż jedynym wymogiem w owej pracy jest znajomość języka angielskiego. Niektórym, to w zupełności wystarcza. Jednakże, taka sytuacja powoduje, że takie osoby czują się niedocenione, nie wykorzystują swojego wykształcenia, umiejętności, często również pracują w gorszych warunkach. Te aspekty natomiast generują wzrost niezadowolenia, frustrację oraz rosnącą niechęć (ba nawet nienawiść) do tego kraju i ludzi.

PRACA MARZEŃ

Najnowsze badania szacują, że zdecydowana większość mieszkających w Norwegii Polaków (a jest ich ok.160 000- nieoficjalna liczba) posługuje się głównie językiem angielskim! Znam bardzo dużo przykładów gdzie tylko przez nieznajomość języka osoby te niestety podejmują pracę poniżej swoich kwalifikacji. Ponadto, znam duże grono ludzi którzy biegle posługują się językiem norweskim, posiadają pracę marzeń i są bardzo zadowoleni z życia w kraju Wikingów. Dlaczego?

SYSTEM SOCJALNY W NORWEGII

Nie znam żadnego kraju w Europie który ma tak dobrą politykę dla imigrantów jak Norwegia! Po pierwsze dlatego, że w tym kraju każda instytucja publiczna musi zaprosić imigranta na rozmowę kwalifikacyjną – jeśli tylko ma kwalifikację na ubiegające się stanowisko. Tym samym dając ogromne możliwości każdemu już na samym starcie! Sama jestem tego żywym przykładem. Po drugie, imigrant z kwalifikacjami, posługujący się językiem ma pierwszeństwo w zatrudnieniu. A po trzecie, imigrantki (gł. kobiety), łatwiej dostają dofinansowanie na otwarcie własnego biznesu żeby ułatwić im start! Tak łatwo, to gdzie jest problem? Otóż, jak się okazuje największy problem polega na nieznajomości języka, a co się z tym wiąże ograniczonej wiedzy na temat systemu kraju i swoich praw i w konsekwencji braku pewności siebie.

Jak było w moim przypadku?

Dwa lata ciężkiej pracy nad magisterką w języku norweskim, praktyczne, naukowe badania w plenerze dały mi ciężką szkołę przetrwania. Szkołę która bardzo szybko się opłaciła i zaowocowała. Otóż, dwa miesiące przed samą obroną pracy magisterskiej już dostałam pracę w zawodzie! Bez tzw. „znajomości” osób wpływowych. Bez jakiegokolwiek doświadczenia zawodowego w tym kraju. Dostałam ją tylko dlatego, że miałam kwalifikacje, doświadczenie z Polski i znałam język! Pracowałam wtedy jako koordynator zdrowia publicznego w powiecie Steigen! Można? Można!

AWANS

Podejmując tę pracę zrozumiałam, że jestem dopiero na samym początku nauki tego języka. Występy przed politykami, komunikacja na szczeblu powiatowym oraz język urzędowy był dla mnie ciężką szkołą w pierwszych miesiącach. Postanowiłam jednak nie poddawać się i zapisałam się na kolejne studia. Nie zdążyłam ukończyć kolejnych studiów, a dostałam wyższą pozycję. Tym razem już nie w powiecie ale na szczeblu regionalnym w urzędzie wojewódzkim na wydziale zdrowia publicznego! Teraz moja odpowiedzialność zwiekszyła się z jednego powiatu do rangi 13 powiatów! Język urzędowy i komunikacja z politykami to codzienność a współpraca z Ministerstwem Zdrowia to moje główne zadanie.

CO DALEJ?

Dlatego tak bardzo podkreślam każdemu kto pyta mnie o możliwość znalezienia pracy w Norwegii, umiejętność języka norweskiego to podstawa do osiągnięcia sukcesu w tym kraju (jeśli tylko masz ambicje!). Ale wychodzę z założenia, że język to nie wszystko! Chcesz się dowiedzieć, dlaczego? Już zapraszam na kolejną radę, która ukaże się już za tydzień w nowym poście ! ↓↓↓↓↓

—> RADA NUMER 2 <—

Ps. Tymczasem, dla tych którzy nie znają głównych norweskich samogosek ÆØÅ, dorzucam video mojej ulubionej Norweskiej grupy muzycznej na temat Norweskiego alfabetu:ENJOY! 😛

TOP 4 LOFOTÓW- JESIEŃ cz. 2

TOP 4 LOFOTÓW- JESIEŃ cz. 2

Lofoty dla każdego

Przed każdą wycieczką dokładnie planujemy miejsca które chcemy odwiedzić. Głównie czytając norweskie portale turystyczne takie jak dnt.no, turistforening.no, bot.no, ut.no, utemagasinet.no, visitnorthernnorway.no, na których jest najwięcej praktycznych i najświeższych informacji od lokalnych wycieczkowiczów oraz opisów przykładowych wycieczek, których nie znajdziesz nigdzie indziej. Niestety nie wszystkie norweskie rady się sprawdzają. Często wycieczka która ma być z pozoru przyjemna, łatwo dostępna i idealna dla rodzin z małymi dziećmi w praktyce mało ma wspólnego z opisem! Dokładnie sami przekonaliśmy się o tym na własnej skórze na jednej z naszych wycieczek naszego październikowego weekendu na Lofotach!

Offersøykammen

Tą wycieczkę zaczęliśmy startując bezpośrednio z – rorbu a więc kwatery w której zawsze mieszkamy (Offersøy, wpis z dnia pierwszego znajdziesz TU) przechodząc przez drogę E10 na drugą stronę starając się znaleźć dobrze schowany i w ogóle nieoznaczony chodnik. Górka bo ma ona zaledwie 436 m n.p.m. jest od samego początku stroma , ale w porównaniu z większością szczytów na Lofotach, zdecydowanie należy do łatwiejszych do zdobycia. Mimo, iż ścieżka nie jest oznaczona lokalni mieszkańcy dobrze wydeptali chodnik który z łatwością znajdziesz. Pierwsze sto metrów prowadzi przez las, po czym otwiera się wspaniały widok na wierzchołki gór znajdujące się na sąsiedniej wyspie Flakstadøya. Cudo!

Tam robimy sobie pierwszy przystanek na zdjęcia i łyka wody dla ochłody w ten cudowny jesienny i bardzo słoneczny dzień. Po czym bez zatrzymania wbiegamy na samą górę. Zupełnie sami. Spokój cisza. Naszym oczom ukazuje się wszechstronny widok. Mnie najbardziej urzekł błękit nieba, który był w totalnej harmonii z oceanem. Tak otwarta przestrzeń otwiera umysł!

Tęczowy świat

Panoramiczny widok z góry, zatrzymał na chwilę czas i rozproszone myśli, spowodował, że w ogóle nie miałam ochoty opuszczac tego miejsca! Z jednej strony cudowne plaże, z których “wyrastają” pionowe skały, w oddali góruje mój ulubiony i majestatyczny szczyt Himmeltind (o którym napiszę w kolejnym wpisie). Z drugiej strony bezkres oceanu na którym widnieją aż dwie kolorowe tęcze spowodowane lokalnymi deszczami! Żałowałam że nie miałam ze sobą okularów bo jeszcze nie widziałam dwóch tęcz naraz nad samym oceanem.

Rodzinne szaleństwo

Zdecydowanie poleciłabym tą wycieczkę wszystkim którzy chcą zdobyć jeden z łatwiejszych a zarazem piękniejszych szczytów, nie posiadając większego doświadczenia we wspinaczce. Rekomenduję wycieczkę szczególnie rodzinkom z dziećmi, gdyż poza górną partią która stromo wpada do fiordu cała trasa jest przyjemna, łatwo dostępna, niezbyt długa, a cudowne widoki od początku gwarantowane!

Od marzenia do przygody

Właśnie to najbardziej cenię sobie w Lofotach- w Norwegii. Ogromna różnorodność terenów górzystych, powoduje, że każdy może znaleźć coś dla siebie. Obok wysokich, piętrzących się i ciężko dostępnych tysięczników są górki i pagórki średnio i łatwo dostępne dla każdego, które można dopasować do umiejętności, formy i upodobań -początkujących wędrowców. To powoduje, że w ogóle nie musisz być bardzo doświadczony żeby zrobić pierwszy krok, krok w stronę szlaku turystycznego. To również powoduje, że łatwo dostępne góry dają wspaniałą możliwość obcowania z naturą każdemu, bez marginalizowania i wyjątków. Tak niewiele potrzeba. Wystarczy tylko chcieć. Zaczyna się od małej i łatwo dostępnej góry, a stopniowo przeradza się w bezwarunkową miłość- tak było u mnie!

Góry tylko dla wybranych!

Mieszkając w Polsce sama słyszałam, że góry nie są dla każdego. Musisz mieć wybitne umiejętności, znać się na odczytywaniu zmian pogody, posiadać ze sobą specjalistyczne mapy, kompas, gps i najlepiej przed jakimkolwiek wyjściem koniecznie przejść szkolenie! Ponadto, to bardzo droga inwestycja, bo przecież potrzebujesz profesjonalnego sprzętu, do tego ubranie i dojazd. No i oczywiście góry są śmiertelnie niebezpieczne! Nie mówiąc już o “maniakach górskich”, czyli znajomych którzy ewentualnie mogliby Cię zabrać w góry ale do tego “świata” dziewczyna z miasta w ogóle nie pasuje. Stereotypy i utarte przekonania. Zawsze mnie to irytowało!

Pierwszy krok

Rzadko kto mówił, że można zacząć stopniowo od tych najłatwiej dostępnych gór, które pomogą zdobyć potrzebne doświadczenie do tych trudniejszych już warunków. Tego właśnie nauczyłam się w Norwegii. Tego nauczył mnie Zdeno..

Obcowanie z przyrodą może mieć różne formy i niekoniecznie musisz zdobywać wysokie szczyty żeby czerpać z tego ogromną radość. Jak w przypadku naszej kolejnej tego dnia i piątej już tego weekendu na Lofotach wycieczki na szczyt – którego właśnie nie zdobyliśmy. Dlaczego?

Stworzenie

Po porannej wycieczce na Offersøykammen i lunchu z niebiańskim widokiem, wróciliśmy do rorbu, spakowaliśmy się, posprzątaliśmy chatkę, wypiliśmy kawusie i wyruszyliśmy w podróż ku kończącemu się weekendowi. Po drodze zatrzymując się na doładowanie energii nordycznymi widokami archipelagu. Uwielbiam Lofoty! Mają to do siebie, że zawsze zachwycają, szokują i czymś zaskoczą. Byliśmy już tam 8 albo 9 razy i za każdym razem jest zupełnie inaczej! Inna pora roku, różne kolory, zmieniająca się wegetacja, chmury, deszcz, mgła, dzień polarny czy niezachodzące słońce. W tym miejscu zawsze reflektuję nad stworzeniem świata. Pan Bóg musiał się świetnie bawić, tworząc tak spektakularną część ziemi!

Stroma drabina- Ramberg

Do Rambergu dojechaliśmy po 12.30, a wycieczka na szczyt Moltinden 696 m n.p.m. miała zająć nam nie więcej niż 3 godziny. Szybko zapakowaliśmy co trzeba i wyruszyliśmy żwawym krokiem na kolejną przygodę. Po drodze mijając starszych emerytów zainteresowanych naszą wędrówką. Pierwsze 200 metrów dały nam w kość! Ścieżka była wyjątkowo stroma. Ponadto, wąski, mokry i wydeptany chodniczek był w cieniu, a błoto utrudniało wspinaczkę. Byłam wdzięczna, że słońce nie pali nas prosto w twarz bo trasa była wyjątkowo wymagająca. Czułam każdy krok i oddech Zdena na plecach. Na początku myślałam, że to pewnie zmęczenie gdyż był to już nasz 5 szczyt w przeciągu dwóch ostatnich dni. Ale później zorientowałam się, że nie tylko my mamy takie odczucia.

Oświecenie

Po przejściu najgorszego odcinka miało być już tylko łatwiej. Cudowny widok z Nubben otworzył się niczym z filmu oślepiając nas promieniami słońca, które wcześniej były schowane za górą. Wspinaczka dopiero się rozkręcała! Miałam wrażenie, że było coraz bardziej stromo, bo błotnisty teren zamienił się na kamienny szlak luźno leżących i ruszających się kamieni. Im wyżej tym kamienie były większe i trochę bardziej stabilne.

W pogoni za czasem

Nie mieliśmy czasu do stracenia, gdyż nasz prom odpływał dokładnie o godzinie 17 z Moskenes, a to znaczy że z Ramberg do promu dzieliła nas godzina jazdy (przy czym na miejscu musisz być minimum pół godziny przed odpływem promu). Dlatego niestety ale nieumyślnie zaczęliśmy walczyć z uciekającym jak piasek przez palce czasem. Licząc kamienie wzwyż, powolutku przybliżaliśmy się do szczytu. Co 10 minut patrząc na zegarek. Daliśmy sobie czas wspinaczki do godziny 14, żeby być przy aucie najpóźniej o 15.30!

Nie ilość a jakość

Nagle włączył się stres. Strasznie tego nie lubimy. Jesteśmy zwolennikami czerpania radości z wycieczek, a w momencie kiedy dochodzi największy stresor- brak czasu- kończy się radość. Z reguły przed samym już szczytem dostaje jakby dodatkowej ampułki z energią. Porządnej dawki adrenaliny. Biegnę nie mogąc się doczekać finishu. Do tego wszystkiego jestem uparta. Znając życie wbiegłabym w tym tempie na samą górę mieszcząc się w określonym przez nas czasie. Ale nagle Zdeno powiedział stop. Koniec. Odpocznijmy. Zatrzymajmy się tu na pół godziny i nacieszmy się tym cudownym widokiem przed 6 godzinnym powrotem promem do domu!

Pomyślałam, hæææ? Co? Tu i teraz? jak tak blisko jesteśmy szczytu? Chwilę biłam się z własnymi myślami. Wiedziałam, że jak dojdziemy do celu to nie będzie czasu na przyjemne cieszenie się widokami tylko szybkie zbieganie z samej góry po wymagającym, śliskim terenie. Mimo że nie byłam jeszcze na 100% pewna podjętej decyzji, zgodziłam się. Były to najlepsze pół godziny jakie mogliśmy sobie zafundować! Słońce przyjemnie grzało. Herbatka nadała smaku. Widok rozweselał. Koniec biegu. Pomyślałam, że wcale nie trzeba było zdobyć tego szczytu, żeby nacieszyć się tym wspaniałym krajobrazem.

Lofotpils – nie ufaj Norwegom przy piwie

Nasze pół godziny odpoczynku zamieniło się na dobre 45 minut błogiego relaksu. Po czym żwawym krokiem zaczęliśmy zbiegać z góry zatrzymując się przy jednym urwisku na fotorelację. Po drodze spotkaliśmy parę Niemców którzy ugrzęźli na samym początku stromej góry,przed wejściem na Nubben. Byli sparaliżowani Dowiedzieliśmy się, że tą wycieczkę polecili im Norwegowie sącząc Lofotpils (piwo) w lokalnym pubie wieczór wcześniej. Ponoć miał to być jeden z łatwiejszych hikingów w okolicy! Haha.

It’s time to go…

Przy aucie byliśmy co do minuty o 15.30! Na prom dojechaliśmy z wyprzedzeniem. Odpływając z Lofotów słońce akurat powoli zachodziło nadając cudowne arktyczne kolory. Nadszedł czas pożegnania z Lofotami w tym roku! Patrząc na oddalające się wyspy archipelagu obiecałam sobie, że ten błogi “state of mind”, radość z bycia tu i teraz zabieram ze sobą na kontynent! Prom był praktycznie pusty, bo wszyscy którzy chcieli dostać się do Bodø, płynęli dwie godziny wcześniej bezpośrednim połączeniem.

Kawałek ♥

Ten prom którym my płynęliśmy miał do pokonania dwa razy dłuższą trasę, gdyż płynął jeszcze przez wyspę Værøy i Røst zabierając tamtejszą młodzież licealną (która w tygodniu mieszka w internatach, chodzi do szkoły i na weekendy wraca z powrotem na obiadek do mamusi na wyspy). Mimo, iż na Værøy już w tym roku byliśmy (wpis znajdziesz TU), to miło było znowu zobaczyć tę oazę spokoju w świetle zachodzącego złotego słońca północy! Kawałek mojego serca zawsze będzie należał do tych arktycznych wysepek….

TOP 6 najpiękniejszych plaż północnej Norwegii!

Tanie wakacje na Karaibach Północy?

Wcale nie musisz wydawać kroci, żeby przeżyć wymarzone wakacje na „Arktycznych Karaibach Północy”– czyli na najpiękniejszych plażach za kołem podbiegunowym! Jak to zrobić? Zaopatrzyć się w dobry namiot i czym prędzej zabookować lot! Jak w miarę wcześnie zaplanujesz letnie wakacje na odległej idyllicznej północy to bilet może Cię kosztować +/- 800 zł oczywiście wybierając linie lotnicze Norwegian. Najszybciej dostaniesz się tu samolotem z Warszawy lub Poznania z przesiadką w Oslo lub Kopenhadze, całość podróży nie powinna przekroczyć 6 godzin. Na co więc czekać?

Ha! Zapewne Ty też kojarzysz Norwegię północną głównie z zaspami śnieżnymi przez 12 miesięcy w roku, niekończącymi się nocami polarnymi i grubą kurtką puchową nawet w lecie? Owszem panuje tu klimat subarktyczny oceaniczny ale to wcale nie znaczy, że przez cały rok króluje tu bezlitosna zima. Co ciekawe, czasem jest tu cieplej niż w ukochanej Polsce i nad naszym polskim Bałtykiem. Dlaczego? To wszystko za sprawą występowania ciepłego Prądu Zatokowego Golfsztrom, płynącego prosto ze wschodnich wybrzeży Stanów Zjednoczonych, a dokładniej od samej Florydy. Ciepły prąd morski północnego Atlantyku powoduje, że wybrzeże Norwegii jest cieplejsze o średnio 22 stopnie od powietrza na podobnych szerokościach geograficznych! Dlatego właśnie latem temperatura może dojść tu do 25 stopni i utrzymać się nawet przez cały miesiąc jak miało to miejsce w 2014 roku!

Dlatego jeśli nie masz jeszcze planów na wakację, oto moja propozycja nie do odrzucenia! Z radością pragnę zaprezentować Ci moją osobistą odsłonę cudownego LATA za kołem podbiegunowym z magiczną szóstką moich ulubionych arktycznych plaż północy, które koniecznie musisz sam zobaczyć!

TOP 6 najlepszych plaż północy:

6. Zachwycająca czerwona plaża? Mjelle!

Zacznijmy od końca czyli od szóstego miejsca mojego rankingu. Mieszkańcy Bodø twierdzą, że przyjechać na Mjelle to jak wylądować na Marsie, również porównując ją do pola maków w krainie OZ! Mjelle to wyjątkowa plaża z czerwonym piaskiem utworzonym przez setki wyrzuconych i pokruszonych przez morze maleńkich muszelek i wapiennych szkieletów zewnętrznych muszlowców. Trzy kilometrowa kolorowa plaża, jest bardzo dobrze schowana i otoczona wysokimi klifami tworzącymi naturalny górski parawan, oddzielając tym samym plażę od świata zewnętrznego. Wręcz idealne miejsce na wspinaczkę górską dla kochających adrenalinowe sporty turystów. Co ciekawe, intensywne kolory północnego słońca oświetlają piasek, nadając mu fioletowo-różowego koloru. Bajka! Żeby się do niej dostać musisz pokonać ok. 2 km pieszo szlakiem wiodącym od samego parkingu. Parking natomiast znajduje się niecałe pół godziny jazdy z Bodø w kierunku Kjerringøy wzdłuż drogi Fv834. Koniecznie musisz tu przyjechać. Więcej informacji o Mjelle znajdziesz we wpisie „Dzień polarny i czar północnego słońca”


5. Największa na świecie sauna na plaży? Langsanden!

Miejsce to łączy dwa różniące się od siebie światy i jest wyjątkowe z kilku powodów. Po pierwsze dostać się na tą plażę możesz w niecałe pół godziny od samego centrum Bodø płynąc motorówką. Po drugie bielutka 2 kilometrowa plaża o szerokości przekraczającej 300 metrów to wspaniała okazja do nocowania w namiocie po zdobyciu szczytu Sandhornet 993 m n.p.m wznoszącego się przy samej plaży. Co ciekawe, w 2014 roku plaża przyciągnęła tysiące turystów z całego świata dzięki międzynarodowej wystawie SALT, w skład której wchodziły potężne rusztowania na suszenie ryb przedstawiające życie Skandynawów (Islandczyków i Norwegów). Ponadto tymczasowo wybudowane bary, restauracje i sala koncertowa z największą na świecie sauną na samej plaży, spowodowała że z bezludnego miejsca plaża ta nabrała życia niczym przebojowa Ibiza.

4. Beach party? Plaża Stia w Reipå!

Plaża Stia w powiecie Meløy przypomina mi typową plażę wyjętą żywcem z folderów reklamujących Karaiby. Biały piasek, turkusowa woda i to czego na Karaibach nie znajdziesz to idylliczny widok na sąsiednie wyspy i spływające do morza tysięczne szczyty górskiej Arktyki. Plaża położona jest przy samej drodze z Bodø do Ørnes będąc tym samym łatwo dostępna dla każdego, co powoduje że często jest zatłoczona. Płytka plaża, biały piasek i bliskość do centrum miasta powoduje, że plaża jest idealna na weekend w gronie rodzinnym lub dla zwolenników samego barbecue na plaży w towarzystwie znajomych. Jak dla mnie sama jazda trasą atlantycką uznaną przez National Geographic za jedną z najpiękniejszych na świecie, nadaje temu miejscu jeszcze większej rangi. Koniecznie musisz tu przyjechać!

3. Historyczne piękno dzikich plaż? Kjerringøy!

Ta plaża zdecydowanie zasługuje na otwarcie pierwszej trójki mojego rankingu najpiękniejszych plaż północy! Perełką wybrzeża Nordlandu jest zdecydowanie cała historyczna wyspa Kjerringøy z niezliczonymi wyjątkowo białymi plażami, zabytkowym kompleksem muzealnym i restauracją serwującą tylko lokalne dania kuchni norweskiej. Mimo, iż wyspa słynie z idyllicznych plaż, dla mnie szczególnie jedna plaża zasługuje na wyróżnienie. Z racji tego, iż nie jest łatwo dostępna dla turystów traktuje ją jako moją prywatną plażę na której zawsze mogę odpocząć zarówno fizycznie jak i psychicznie. Co ciekawe, mimo małej ilości turystów, zaopatrzona jest w ławeczki ze stolikiem i zawsze jakąś lokalną łódkę rybacką delikatnie kołyszącą się na turkusowej wodzie nadającą skandynawski charakter tej wprost tropikalnej scenerii. Widok czerwonej łódki na lazurowej wodzie i złocistym piasku powoduje, że od razu się odprężam. A Tobie jak się podoba?

2. Romantyczny weekend tylko we dwoje? Bøsanden!

Drugie miejsce na mojej ekskluzywnej liście najpiękniejszych plaż północy należy zdecydowanie do dziewiczej plaży Bøsanden na wyspie Engeløya! Bøsanden to podłużna i bardzo szeroka plaża otoczona soczyście zielonymi polami traw arktycznych oraz spiczastymi górami z widokiem na sam łańcuch górski archipelagu wysp Lofoten! Miejsce to przypomina mi bezludną wyspę z lazurową wręcz przezroczysto- krystaliczną wodą i białym piaskiem obsypanym muszlami. Krajobraz szczególnie wzbogaca wyjątkowo duża ilość orłów latających majestatycznie nad samą plażą! Idealne miejsce na romantyczną noc w namiocie, gdzie szum fal i śpiew mew rozbudzi zmysły każdego najbardziej zestresowanego człowieka! Jeśli już zaciekawiłam Cię tym miejscem, po więcej informacji zapraszam na WPIS Wyspa Aniołów oraz filmik!

1.Arktyczne Karaiby Północy? Brennviksanden!

Na pierwszym miejscu mojej listy plaż za kołem podbiegunowym plasuje się unikatowy Steigen, który według mnie jest miejscem najbardziej spektakularnego spotkania lądu z morzem. Widowiskowa plaża Brennviksanden to jedna z wielu idyllicznych plaż południowego Steigenu uważanego za nieodkrytą perłę całego Nordlandu, znajdująca się w samym sercu rezerwatu przyrody. Brennviksanden to 7 kilometrowa piaszczysta plaża, z najpiękniejszym otoczeniem szczytów górskich i widokiem na złociste wydmy jakie kiedykolwiek widziałam! Biały piasek, chabrowo- krystaliczna woda, okalające wysokie szczyty pokryte śniegiem w kombinacji z zieloną trawą, tworzą jedyną w swoim rodzaju egzotyczną kombinacje! Raj na ziemi dla spragnionych wymarzonych wakacji zarówno aktywnych jak i pasywnych. Plaża robi wrażenie zarówno latem jak i zimą, gdzie arktyczne morskie wyprawy kajakowe zapewnią niezapomniane wakacje. Sama nazywam plażę Arktycznymi Karaibami Północy. Po więcej zdjęć zajrzyj na poprzedni WPIS!

Jak dla mnie północna Norwegia to Kraina miliona złocistych, dzikich i nieodkrytych plaż, nie da się nie zakochać! A Tobie która z moich propozycji najbardziej się podoba? Może masz swoją ulubioną, której ja w ogóle nie uwzględniłam? Koniecznie się ze mną podziel!!

Top 10 miejsc, które koniecznie musisz zobaczyć w północnej Norwegii!

Top 10 miejsc, które koniecznie musisz zobaczyć w północnej Norwegii!

Dokładnie dzisiaj mija PIERWSZA rocznica powstania „Gazeli w Laponii”! Niesamowite jak DUŻO zdążyło się zmienić od tego dnia kiedy to „Gazela” z pomysłu stała się faktem, a blog ujrzał światło dzienne! Od tego dnia gigantyczna fala pozytywnych i konstruktywnych komentarzy zalała mnie jak woda w śmigusa dyngusa. Ogrom pozytywnej energii naładował mnie do tworzenia więcej, lepiej i na wyższych obrotach (mimo 2 studiów i 2 prac)! Wiadomości od nieznajomych ludzi dzielących te same pasje i zainteresowania oraz blogerów ze świata podróży dały mi wiatru w żagle i jeszcze większej ochoty do działania. Ba, poznanie naszych ulubionych blogerów, podróżników i wspaniałych ludzi Włóczypięty pewnie nigdy nie doszłoby do skutku gdyby nie blog!

To właśnie Wasze zainteresowanie życiem na dalekiej północy i Wasza aktywność na blogu spowodowała, że nasza pasja w tym czasie przerodziła się w styl życia, a podróżowanie i odkrywanie nowych zakątków odległej północy stało się naszą codziennością. Artykuły z mojego bloga zostały opublikowane na portalach górskich i podróżniczych a filmiki Zdena z naszych wypraw osiągnęły ponad 350 000 wyświetleń! Dziękujemy!!!

Rownież dzięki temu miałam możliwość wziąć udział w Adrenalinowym weekendzie w Meløy, uczestnictwo w Polarnej Ekspedycji z psim zaprzęgiem był o mały włos od realizacji, a sam występ w TVN BIS to tylko jeden z dowodów na to, że robienie rzeczy z pasją dla innych ma sens! Jestem taka szczęśliwa, że data – 14 czerwca – nabrała jeszcze większego znaczenia 🙂

Chęć podzielenia się ze światem naszym aktywnym życiem za kołem podbiegunowym z dnia na dzień była silniejsza i w końcu dokładnie rok temu doszła do skutku! Wierzę w prawo obfitości: Im więcej daję, tym więcej otrzymuję. Ja w ciągu tego ostatniego roku dostałam od Was trzy razy więcej niż się spodziewałam. Dlatego każdemu z osobna bardzo DZIĘKUJĘ. W ramach podziękowań i w formie prezentu pragnę Wam przedstawić ranking mojej ulubionej 10-tki miejsc które koniecznie trzeba zobaczyć przyjeżdżając do Serca Norwegii- dzikiej północy Nordland!

RANKING: TOP 10 MIEJSC W PŁN. NORWEGII – NORDLAND:

10. BAJKOWY Narodowy Park Rago z wodospadem Litlverivatnet

Zacznijmy od dziesiątego miejsca, a dokładniej od Parku Narodowego Rago. Dzieje tego miejsca sięgają średniowiecza, a jedyny w swoim rodzaju mosiężny wodospad o wysokości ponad 250 metrów zachęci każdego najmniej zainteresowanego trekkingami turystę! Wspinaczka to nie zawsze bajka, ale zawsze zabiera nas do baśniowych miejsc. Jeśli marzysz o takim właśnie bajkowym miejscu, bez śladu cywilizacji w promieniu kilkuset kilometrów, koniecznie przyjedź do RAGO. Razem ze szwedzkimi parkami narodowymi tworzy największay teren chroniony w Europie z obszarem przekraczającym 9 000 km2!

9. Romantyczny weekend z kroplą adrenaliny?- Glomfjord!

Marzysz o bezludnej wyspie? Idealnie trafiłeś! Kolejne miejsce to prywatny kompleks wypoczynkowy Svartisen brygge położony na samej wodzie, tuż u podnóża spiczastych gór do którego dostać można się tylko za pomocą motorówki. W skład TOTALNIE oddalonego od jakiejkolwiek cywilizacji obiektu wchodzą cztery urocze, minimalistyczne drewniane domki z przeszklonymi ścianami i prysznicem na zewnątrz. A do dyspozycji gości jest gorące jacuzzi, grill-barbecue z tarasem i typowa norweska szopa przerobiona na playroom z kominkiem, przeznaczona na długie wieczory przy świetle zorzy polarnej. Myślę, że każdy kto pragnie naładować baterie prosto z natury i kocha pasaywny wypoczynek zarówno dla ciała jak i duszy, powinien wybrać się właśnie tam!

8. Polarna Ekspedycja i psie zaprzęgi? – Sulis!

Psie zaprzęgi przyciągają tysiące azjatyckich turystów do Skandynawii. Jednak wcale nie musisz jechać na polarna ekspedycję do Szwecji (dowiedz się więcej) po to żeby przejechać się saniami ekspedycyjnymi w bajkowej scenerii ośnieżonych dolin polodowcowych w towarzystwie szaleńczo energetycznych psich zaprzęgów. Zapraszam do północnej perły Laponii i miejsca Sulis w którym przez 10 miesięcy w roku króluje śnieg, na przejażdżkę życia w towarzystwie psich zaprzęgów!

7. Wrota do Akrtyki ?– Tromsøaa

Dla mniej aktywnych ale za to spragnionych arktycznych przeżyć turystów zapraszam do stolicy Arktyki miasta Tromsø. Tutaj każdy znajdzie coś dla siebie. Od najdalej na kontynencie położonym browarze z pijalnią własnego piwa po lokalne restauracje serwujące typowo norweskie jedzenie, aż po festiwale zorzy polarnej i imprezy witające północe słońce! Miejsce które mnie oczarowało zarówno w lecie jak i w zimie! Czego chcieć więcej? Koniecznie sam się przekonaj!

6. Biegówki w lecie?- Saltfjellet

Niektórzy mówią że Norwegia ma tylko dwie pory roku. Białą i zieloną zimę. Na Saltfjellet panują obie pory roku! Jeśli marzysz o chłodniejszym weekendzie na nartach biegowych w samym środku czerwca, to miejsce jest zdecydowanie dla Ciebie! Saltfjellet to raj dla miłośników sportów zimowych. To właśnie tu przebiega granica wyznaczająca koło podbiegunowe oraz granica pomiędzy terytorium lapończyków z północy i z południa. Ciekawy gdzie przebiega granica koła podbiegunowego? Zapraszam!

5. Norweska Wenecja- Henningsvær

Pierwszą piątkę otwierają Lofoty! To Eldorado dla miłośników wspinaczek górskich, hikingu o każdej porze roku i zimowego freeride’u po stromych stokach górskich kończących się w samym morzu. Moje ulubione miejsce na Lofotach to zdecydowanie dwa urocze miasteczka, które sama nazwałam „Norweską Wenecją”. Svolvær to stolica i główne centrum całego archipelagu wysp Lofoten a Henningsvær to miejsce oferujące najlepsze warunki na wspinaczkę górską „niewolnikom lin”! Miejsce to oferuje najwięcej możliwości wspinaczkowych na całych Lofotach a serwowany przysmak norwegów- RYBNA CZEKOLADA domowej roboty o smaku dorsza przyciąga turystów z całego świata!

4. Trekking po Lodowcu i rowery?- Kystriksveien

Niezwykle atrakcyjną propozycją na letnie wycieczki jest trasa atlantycka Kystriksveien uważana za najpiękniejszą trasę samochodową świata (wg. National Geographic). Trasa turystyczna prowadzi od miasta w którym mieszkam Bodø, ciągnąc się 650 km w kierunku południa. Charakteryzuje się wyjątkowo szpiczastymi górami, malowniczymi dolinami z turkusową wodą lodowcową we fiordach oraz cudownymi, piaszczystymi plażami wzdłuż drogi. Widoki jak z bajki, powodują że co chwilę masz ochotę się zatrzymać żeby uwiecznić piękno krajobrazu! Koniecznie polecam rejs promem na drugą stronę fiordu i wycieczkę rowerową wraz z trekkingiem po lodowcu Svartisen!

3. Wiosenne top-tury? – Heggmotinden

Na ostatnim miejscu mojego podium znalazł się Heggmotinden, z najpiękniejszym widokiem na fiordy jaki miałam możliwość zobaczyć! Góra oddalona jest od Bodø 25 min jazdy na wschód, ma jedyne 798 metrów npm a szlak prowadzący na jej szczyt mierzy niecałe 4 km. Chcesz zobaczyć fiordy z innej perspektywy? To idealny punkt widokowy zarówno latem jak i zimą. Jak dla mnie to najlepsze miejsce na ski- tury wiosną, gdyż już z samego parkingu możesz iść na nartach na samą górę. Bomba!

2. Najpiękniejsza plaża północy?- Engeløya

Na drugim miejscu rankingu znalazła się oczywiście WYSPA ANIOŁÓW w Steigen z najpiękniejszą plażą na świecie! Jeśli szukasz miejsca na romantyczny wieczór w świetle północnego słońca, zbierając bursztyny i muszle na złocistym piasku w blasku słońca, z wieczornymi pogawędkami przy muzyce świerszczy oraz nocy pod gołym niebem- to miejsce zdecydowanie należy do must experience arktycznego lata! Ten wspaniały widok dnia polarnego w towarzystwie północnego słońca w tym miejscu możesz doświadczyć tylko w terminie od 4 czerwca do 8 lipca! Głowa do góry jeszcze masz czas!

1. Noc na dachu świata?- Svartisen

Pomimo sporej konkurencji, hitem północnej Norwegii w moim rankingu zarówno latem jak i zimą jest chatka TÅKEHEIMEN. Chatka położona jest w samym sercu Parku Narodowego Saltfjellet-Svartisen na wysokości 1073 m n.p.m. powodując, że jest drugą tak wysoko położoną chatką w północnej Norwegii. Dlaczego zasługuje na 1-wsze miejsce? Otóż, chatka ta leży na szczycie jednego z najpiękniejszych (moim zdaniem) pasm górskich Nordlandu. Z najpiękniejszym widokiem na drugi co do wielkości lodowiec w Norwegii, który spływa prosto do arktycznego fiordu. W tak malowniczej części północy nie da się nie odpocząć. Ba, można idealnie spędzić romantyczny weekend tylko we dwoje.

A Tobie które z tych miejsc najbardziej się podoba? Koniecznie zostaw komentarz. A ja zostawiam krótki filmik na którym znajdziesz wszystkie wymienione tutaj miejsca!

Saltfjellet i uciekające koło podbiegunowe

Uciekające koło podbiegunowe

Miejsce: Park Narodowy Saltfjellet-Svartisen

Szlak narciarski: podejściowy, grzbietowy
Stopień trudności: średni A, B.
Długość szlaku: 15 km
Nachylenie terenu: 17-25%
Czas: 6 godzin

Niektórzy twierdzą, że północna Norwegia ma tylko dwie pory roku. A są nimi biała i zielona zima. Biała zima dlatego, że temperatura powietrza spada poniżej zera wskazując kalendarzową zimę z gigantyczną pokrywą śnieżną, która utrzymmuję się miejscami aż 10 miesięcy- dając tym samym rajskie warunki dla miłośników sportów zimowych! Zielona zima natomiast, to określenie astronomicznego lata z temperaturą powyżej 10 stopni, utrzymująca się od maja czasem aż do września. Za kołem podbiegunowym warunki pogodowe kierują życiem mieszkańców, jednak zupełną normalnością jest kończyć sezon zimowy a doładniej nart biegowych w czerwcu! Dlaczego?

W tym roku zamknęłam swój sezon biegówek 1. maja na bezkresnym i ekstremalnym paśmie górskim Saltfjellet oddalonym od najbliższej cywilizacji o 50 km. Otoż, wybraliśmy to miejsce na zakończenie sezonu z wielu bardzo istotnych powodów. Po pierwsze swoją objętością i bezkresnymi kilometrowymi dolinami, sprawia że od samego parkingu możesz śmiało iść 250km bez przerwy, idąc po wyznacznym szlaku lub wyznaczając swoją trasę- tak jak my to zrobiliśmy. Saltfjellet dzięki swoim warunkom klimatycznym oraz stosunkowo wysokiemu położeniu terenu wskazujące powyżej 600m n.p.m., sprawia że śnieg w czerwcu nie jest jeszcze do końca zlodowaciały ale delikatnie roztpiony zapewniając idealne warunki na niezapomniane WYPRAWY BIEGOWE!

Ponadto, rozciąga się tam drugi co do wielkości lodowiec w Europie-SVARTISEN, nadając arktyczny klimat temu oddalonemu od cywiizacji miejscu. Raj dla miłośników sportów zimowych, zarówno biegówek, jak i ski-turów czy zwykłych wędrówek w poszukiwaniu polarnego lisa dla mniej zaawansowanych ekoturystów. 😉 To właśnie tu przebiega granica wyznaczająca koło podbiegunowe oraz granica pomiędzy terytorium Lapończyków z północy i południa. Ciekawostką jest fakt, że granica wyznaczająca koło podbiegunowe jest w stałym ruchu i nieznacznie ale zmienia swoją szerokość geograficzną dryfując około 15 metrów rocznie. Linia koła podbiegunowego oznacza, że słońce właśnie w tym miejscu w lecie znajduję się przez 24 godziny powyżej horyzontu, tworząc dzień polarny.

W zimie natomiast wyznacza noc polarną charakteryzującą się brakiem słońca, lub występowaniem słońca poniżej horyzontu, umożliwiając tym samym podziwianie zjawiska zorzy polarnej o każdej porze dnia i nocy! U nas w okresie letnim słońce w ogóle nie zachodzi od połowy maja do połowy lipca. Natomiast w okresie zimowym słońce nie wschodzi przez 8 tygodni od grudnia do lutego. Ciekawostką jest to, że podczas nocy polarnej nie zapadają egipskie ciemności i noc nie jest tak ciemna jak zwykła noc, gdyż księżyc przejmuje rolę źródła światła, a gruba pokrywa śnieżna zapewnia lepszą widoczność.

Z Bodø na Saltfjellet jest zaledwie 120 km samochowej jazdy na wschód, co z reguły zajmuje ok 2 godziny. Z racji tego, że mam swojego wspaniałego szofera który kocha warunki zimowe, zawsze wykorzystuję ten długi czas w samochodzie na rozciąganie (tak jest to możliwe!) lub rozmowę z mamą na skype. 😉 Naszą wyprawę zaczęliśmy od parkingu Semska. Miejsce z którego prowadzi największa ilość szlakow turystycznych i tras biegowych. Z parkingu wyruszyliśmy około południa, a temperatura pierwszego maja na wysokości 650m n.p.m. wskazywała zaledwie 2 stopnie ciepła! Do tego silny wiatr o prędkości 12 m/s zmniejszał odczuwalną temperaturę powietrza o przynajmniej kolejnych 5 stopni. Warunki pogodowe w maju jak w środku samego sezonu zimowego w Polsce!

Z racji tego, że sami zaplanowaliśmy sobie trasę naszej wycieczki byliśmy przygotowani na przejście ok. 7-10km w jedną stronę idąc cały czas pod górkę. Śnieg miejscami już się topił powodując, że zapadałam się 10 cm, podczas gdy w innych miejscach był totalnie zlodowaciały i zmarznięty utrudniając wycieczkę. Po około 3 godzinach trasy pod górkę, znaleźliśmy idealne miejsce na nasz basecamp. Wiało niemiłosiernie, ale Zdeno szybko wybudował ścianę ala iglo abyśmy mogli sobie usiąść w bezwietrzu, ugotować świeżutką kawusię za pomocą turystycznej butli z gazem i napełnić brzuszki do syta wcześniej przygotowanymi przez męża kanapkami.

Żeby pokonać tą trasę, nie musisz być doświadczonym narciarzem biegowym! Łagodnie wznoszący się teren pod górkę nie jest bardzo wymagający i nawet najmniej zaawansowani narciarze bez problemu sobie poradzą. Natomiast musisz przygotować się na wytrzymałość w ekstramalnie zimowych warunkach, miejscami zamarzającą krew w żyłach wyprawę. Podczas naszej przerwy na wyznaczonm przez nas celu trasy w basecamp’ie było mi tak zimno, że niestety ale zmuszona byłam założyć drugą kurtkę. Tak w maju, miałam na sobie 5 warstw zimowych ubrań. Totalna cebulka. Ponadto przez sześć godzin naszej wycieczki spotkaliśmy aż dwoje ludzi. Absolutne pustkowie. Uwielbiam takie miejsca na relaks. Jest to czas zarówno dla ciała jak i duszy.

Mimo przeszywającego zimna i całkowitego bezludzia, miejsce to jest tak urokliwe że pozwala zapomnieć o wszystkich niedogodnościach i bólu odmarzających z zimna kończyn. Po tylu godzinach wysiłku organzm zaczyna produkować ogromną ilość endorfin, wprowadzając w nastrój euforii, zafascynowania i upojenia pięknem białej dzikości terenu. Zapominasz o zimnie. Zapominasz o troskach. Patrzysz zupełnie inaczej na otaczający cię świat. Tam czas zatrzymuje się i powoduje, że przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. Ta potężna biała przestrzeń sprawia, że wszystkie problemy życia codziennego wydają się być mikroskopijne, ba one nawet znikają! Jest to balsam dla duszy i terapia dla umysłu pomagająca pozbierać myśli i uporządkować sprawy codzienne. Dla mnie to jedna z najlepszych myślodsiewni jakie miałam możliwość poznać. Gorąco polecam tą wycieczkę, z pewnością nie wrócisz już taki sam! Jeśli jesteś spragniony poszerzyć swoją wiedzę na temat wycieczki i dowiedzieć się więcej szczegółów odnośnie terenu, sprzętu i przygotowania, śmiało pisz. Pomogę jak mogę 😉

Zapraszam na filmik z wyprawy prosto na mojego youtube! ?

Północna Norwegia moimi oczami

Trasa atlantycka Kystriksveien

engabreen

Trasa atlantycka Kystriksveien
Uważana za najpiękniejszą trasę samochodową świata (wg. National Geographic)
Ciągnie się od miejscowości: Steinkjer do Bodø
Długość trasy: 650km
Archipelag wysp Vega z 6 tysiącami wysp wpisany jest na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO

Na trasie znajduję się drugi co do wielkości lodowiec w Europie: Svartisen
Informacje

NORWEGIA

O czym myślisz kiedy słyszysz słowo: Norwegia? Większość ludzi kojarzy Norwegię z zimnem, depresją, szarówką, trollami i ogromną nudą. Już nie wspomnę o północy. Da się tam żyć? Mieszka tam ktoś w ogóle? Najczęstsze pytanie jakie dostaję dotyczy depresji. Na pewno cierpisz na przygnębienie, melancholię i apatię w tym nudnym kraju! Przecież co można robić mieszkając za kołem podbiegunowym, gdzie w zimie słońce w ogóle nie wschodzi, a latem jest jeszcze śnieg? Ciemno, buro, szaro i ponuro! Też tak myślisz? Posłuchaj podcastu o „Życiu w Norwegii”.

Norwegia nie jest dla wszystkich!

Wymagające warunki pogodowe, długie dystanse, ograniczony wybór towarów i usług, zaporowe ceny, samotność. Ale osobiście, dla mnie Norwegia to kawałek nieba na ziemi. Wonderland. Bo nie uzależniam swojego szczęścia od pogody. A jak dobrze wiemy, W Norwegii panuje klimat arktyczny, pogoda jest naprawdę straszna. Im wyżej na Północy mieszkasz, tym możesz doświadczyć pogody nie do wyobrażenia dla Polaka. Gdyby Norwegowie mieli definicję złej pogody to pewnie w życiu nie byliby mistrzami świata w sportach zimowych, nie mieliby outdoorowych przedszkoli, nie wymyśliliby konceptu „FRILUFTSLIV” i nie byłoby tak dużo ścieżek, gapahuk (schronisk), tras na biegówki w całym kraju. Po kilkunastu latach w tym kraju, pogoda nie jest dla mnie żadną wymówką. Nauczyłam się od Norwegów, że nie ma złej pogody, są tylko złe ubrania. Nawet przy najgorszym sztormie uwielbiam molo ze wzburzonym morzem. Szum wiatru siedząc pod ciepłym kocykiem na chatce w duchu nordyckiego HYGGE. Albo gorący prysznic po przejściu 15 km trasy na biegówkach w szalejącej wichurze. Wtedy czuję, że żyję.

LATO W NORWEGII

Pewnie nerwowo zastanawiasz się ok, ale co można tutaj robić? Otoż, lato arktyczne jest jak pudełko z ulubionymi czekoladkami. Wspaniałe, ale szybko się kończy! Roślinność budzi się do życia w szalonym tempie. Jaskrawe, krzyczące kolory trawy na dachu i budzącej się do życia przyrody są żywsze i piękniejsze z dnia na dzień. Nigdzie nie widziałam tak żywego koloru przyrody, jak właśnie tu. Natura sama pokazuje, że w tych cieżkich, arktycznych warunkach albo żyć na 100% albo w ogóle. Za kołem podbiegunowym lato trwa stosunkowo krótko, bo maksymalnie 2 miesiące, ze średnią temperaturą 15 stopni, natomiast bardzo intensywnie! 

LODOWIEC SVARTISEN

Do naszej ulubionej alternatywy na spokojny weekend należy turystyczna droga Kystriksveien, która dostała miano jednej ze 101 Worlds Most Scenic Routes według National Geographic. To właśnie tutaj turyści z całego świata (głównie z Azji) przyjeżdżają doświadczyć na własnej skórze piękno scenicznych fiordów skąpanych w polodowcowej, turkusowej wodzie, zobaczć wieloryby czy iść na wspinaczkę na drugi co do wielkości lodowiec w Europie, Svartisen. Jak dostać się na lodowiec Svartisen? Poczytaj!

Kystriksveien to turystyczna trasa, która prowadzi od miasta w którym mieszkam Bodø, ciągnąc się 650km w kierunku południa. Trasa ta charakteryzuje się wyjątkowo szpiczastymi górami, malowniczymi dolinami z turkusową wodą lodowcową we fiordach oraz cudownymi, piaszczystymi plażami wzdłuż drogi. Widoki jak z bajki, powodują że co chwilę masz ochotę się zatrzymać żeby uwiecznić piękno krajobrazu!

Jadąc na Kystriksveien, nasze drogi zawsze trafiają na lodowiec Svartisen- Engabreen. Byliśmy tu już MILION razy, mimo to każde lato wracamy tu z ogromnym entuzjazmem. Lodowiec jest tak monumentalny, że po wyjeździe z 8 kilometrowego tunelu od razu zostajesz sparaliżowany jego wielkością. Szczyty gór pokryte są cudem strefy wiecznie białego śniegu, który spokojnie spoczywa na ok 1000 metrów nad ziemią. Żeby dostać się na lodowiec trzeba przepłynąć promem na drugą stronę fiordu, dostępnym tylko w sezonie letnim. Z promu możesz zrobić sobie spacer malowniczą polodowcową dolinką do cudownej restauracji z widokiem na jezioro polodowcowe i język lodowca, który zapiera dech w persiach.

Możesz również wypożyczyć sobie rower bezpośrednio po przepłynieciu przez fiord. My zazwyczaj tak dostajemy się do samego lodowca. Po ok 4 km trasa rowerowa kończy się i zaczynamy wspinaczkę. Wejście na lodowiec uzależnione jest od warunków pogodowych i sprzętu. Byliśmy już na lodowcu parę razy, ale równie niesamowite i panoramiczne widoki znajdziesz już na ścieżce prowadzącej na sam lodowiec. Głównie wspinamy się ok. 300 metrów i dokładnie wybieramy najlepszą miejscówkę na odpoczynek. Balsam dla duszy i ciała.

ŻYCIE W NORWEGII VS. REFLEKSJE

W tak malowniczym miejscu najpierw jemy lunch, a dopiero później robimy zdjęcia. Takie chwile pozwalają docenić każdą minutę. Kanapki smakują najlepiej na świecie. Doceniasz bliskość drugiej osoby. Jesteś wdzięczny, pokorny i szczęśliwy. Własnie takie miejsca dają mi namiastkę wielkości naszego Stwórcy. Pomagają mi stawać się lepszą osobą. Widok topiącego się lodwca z przed ponad 6 tysięcy lat przed nasza erą, pozostawiającego po sobie tereny niezarośnięte, ubogie w życie pozwala mi dostrzec kruchość człowieka i jego przemijalność. Nasze życie jest miliardem setnej sekundy w porównaniu z ziemią, naturą, przyrodą. Ciężko o takie przemyślenia, w środku tętniącego życiem miasta. Sama bardzo dobrze to znam, bo mieszkając w stolicy nie reflektowałam nad tego typu pytaniami. A Ty, zastanawiasz się czasem nad przemijalnością? Co powoduje, że jesteś wdzieczny i możesz docenić każdą chwilę? Co Ciebie budzi do życia pełną parą? Może tak jak ja, masz swój własny Wonderland? 

Steigen- nieodkryta perła Północnej Norwegii

I need vitamin SEA, czyli leżakowanie w Arktyce!

Miejsce: Brennvika, Steigen
Całkowita długość plaży: 6,7km
Szerokość plaży: 5,5 km
Plaża piaszczysta z wydmami

Odkąd pamiętam, jak byłam małą dziewczynką wyjeżdżaliśmy z całą rodzinką na ciężko upragnione wakacje nad nasze polskie, cudowne morze. Kołobrzeg, był tym miejscem gdzie jak co roku, tradycyjnie spedzaliśmy 2 lub nawet 3 tygodnie beztroskich wakacji. Do dzisiaj doskonale pamiętam smak lodów bambino na plaży, lub gorących jagodzianek na śniadanie. Oczami wyobraźni przypominam sobie szalone wieczory z chmarą koleżanek, obdartymi kolanami i upłakaną twarzą bo musiałam iść spać jako pierwsza, z racji tego że byłam najmodsza!

Dlatego, że wychowałam się w Ostrowie Wielkopolskim, gdzie morze i góry to science-fiction, sen i bajka z filmu, bardzo doceniam właśnie to połączenie! Dzisiaj krajobraz morza w połączeniu z górami pozwala mi poczuć się znowu jak mała dziewzynka lub nawet bohaterka magicznej opowieści a dokładniej jak Alicja w krainie czarów. W północnej Norwegii cudownych plaż jest bardzo dużo, jednak na szczególną uwagę zasługuje Brennvika w Steigen.

Jest to 2 kilometrowa piaszczysta plaża, z najpiękniejszym otoczeniem jakie kiedykolwiek widziałam! Tak, moim zdaniem piękniejsza od samych Lofotów! Otóż zawdzięcza to swojemu otoczeniu a wraz z nim okalającymi ją szczytami. Od strony południowej wznosi się Stortinden o wysokości 837 m n.p.m., natomiast od północy okala ją Brenntinden mierzący 754 m n.p.m.

Jak pracowałam w Steigen jako koordynator zdrowia pubicznego, bardzo często przyjeżdżałam tu na mój własny trening outdoorowy, jogging, medytację, fotorelację lub inspirację do mojego konta na instagramie. To właśnie na plaży zawsze zamieniam się w małe dziecko, szalejąc oczami wyobraźni i fantazji. Może dlatego, że kojarzy mi się to z dzieciństwem?

Norwedzy bardzo doceniją ładną pogodę (+15 stopni) i z racji tego, że latem słońce w ogóle nie zachodzi, przebywają na plaży całymi dniami, kąpiąc się i grillując od południa do samego wieczoru. Nikt nie bierze pod uwagę, że woda ma zaledwie parę stopni, a dwuletnie maluchy nie wychodzą z wody.

Po paru przeżytych szokach termicznych, już też nauczyłam się dostarczać sobie morsowych kąpieli w lecie. Iha ha. Wchodząc do tak lodowatej wody czas nagle się ZATRZYMUJE i dzięki temu każda sekunda wydłuża się jak godzina. Genialny sposób, dla ludzi którym wiecznie brakuje czasu! Polecam, koniecznie musisz spróbować! ?

Tromsø- Stolica Arktyki

Stolica Arktyki- Tromsø!

W drodze na odległą północ!

Naszą przygodę ze Svalbardem zaczęliśmy od spektakularnego rejsu arktycznym statkiem Hurtigruten. Jeśli jesteś zwolennikiem pasywnych wakacji i marzysz o relakasie niekoniecznie wspinając się po wysokich górach w pocie czoła, w tym samym czasie chciałbyś zobaczyć cudowne wybrzeże Norwegii i słynne fiordy- ten arktyczny rejs powinien być wpisany na Twoją bucket list!

Hurtigruten

Rejs ekskluzywnym statkiem Hurtigruten to najbardziej zjawiskowa i zarazem najpopularniejsza podróż morska wzdłuż linii brzegowej Nrwegii. Ów statek płynie od miasta Bergen na południowym- zachodzie aż do Kirkenes na granicach z Rosją, pokonując ponad 2500 mil morskich. Po drodze zatrzymuje się w 34 portach, umożliwiając wyjście na ląd i zwiedzanie codziennie innych miast i miasteczek samodzielnie lub z przewodnikiem i w mgnieniu oka roztrwonienie ciężko zarobionych pieniążków.

Co można robić 24 godziny na pokładzie?

Od dawna planowaliśmy podróż arktycznym statkiem ale tylko w jedną stronę z racji kolosalnych cen owego środka transportu. Głównie po to żeby zobaczyć fiordy z innej perspektywy, dojechać do najdalej wysuniętego punktu Europy Przylądka Północnego Nord Kapp, oraz wrócić z powrotem autem zatrzymując się na skitury w najwyższych punktach spektakularnych gór Lyngen w województwie Troms. Cała podróż rejsem tam i z powrotem trwa dokładnie 2 tygodnie, my natomiast ograniczyliśmy się do 24 godzin. Tyle potrzebuje statek aby dopłynąć z Bodø do stolicy arktycznej północy Tromsø.

Nietypowy prezent urodzinowy

Z racji tego iż całą wycieczkę na Svalbard dostałam w prezencie urodzinowym i mieliśmy ograniczony na statku czas, postanowiliśmy spróbować wszystkich atrakcji które statek ma do zaoferowania. Na pokładzie dostępne są finezyjne bary i restaurację, włącznie z siłownią która ma najpiękniejszy widok jaki mogłam sobie wyobrazić oraz suchą saunę fińską. Nam najbardziej spodobała się bobble- badet (jacuzzi) w której wygrzewając się dopłynęliśmy aż do samych Lofotów. Wyobraź sobie 5 stopni na minusie, zmieniający się krajobraz, „cisza” krzyczących mew i arktyczne powietrze, a Ty wygrzewasz się w gorącym jacuzzi z zorzą polarną nad głową! Bajka.

Fiord Trolli

Hurtigruten którym my płynęliśmy o nazwie Trollfjorden to jeden z nowszych statków, na pokładzie którego zmieści się ok 800 pasażerów. Niestety, taki duży statek posiada zaledwie 2 duże jacuzzi na samej górze. My mieliśmy to szczęście, że całe 1 jacuzzi było tylko dla nas. Jak to możliwe? Otóż, zwolennicy takiego podróżowania po Norwegii to przeważnie młodzież w wieku powyżej 60/70 lat pochodząca często z zachodniej Europy, głównie Niemiec, Francji i Wielkiej Brytanii. Taka klientela co najwyżej może wyjść na balkon żeby zrobić zdjęcia przepływającym delfinom lub w najlepszym wypadku wielorybom. Tym razem to my byliśmy obiektem fotograficznym oczywiście z cieplutkiego wnętrza statku dziwiąc się że w tak ekstremalnych warunkach można być na dworze w samym stroju kąpielowym! Nie będę zdradzać co robiliśmy po kąpieli ale jak tylko dopłynęliśmy do Svolværu poszliśmy do baru na niemieckiego Paulanera i tak noc na statku minęła nam w oka mgnieniu!

TROMSØ!

Drugiego dnia zaskoczył nas blask słońca i wspaniały zapach norweskich gofrów prosto z luksusowej restauracji, w której do wyboru było wszystko na co niemiecki emeryta miałby ochotę. To śniadanie smakowało najlepiej ale tylko i wyłącznie z racji cudownego widoku na fiordy skąpane w turkusowej arktycznej wodzie oceanicznej. Około godziny 14 byliśmy w stolicy Arktyki i najbardziej tętniącym życiem miastem północnej Norwegii-Tromsø położonym na samej wyspie!

Skandynawska Praga?

Miejsce zamieszkania ok. 70 tysięcy Norwegów. Tutaj każdy znajdzie coś dla siebie. W przeciwieństwie do naszego Bodø (które z racji II wojny światowej w 70% jest odbudowane na nowo), Tromsø oferuje wspaniałą architekturę XIX wiecznych drewnianych budynków, domków z bardzo specyficznym i starym portem. Zdeno nazywa je skandynawską Pragą. Zawdzięcza to sobie nie tylko dzięki starej architekturze ale również nietypowemu browarowi Mack Ølbryggeri, założonemu w 1877 roku z pijalnią polarnego piwa- øllhalen w którym panuje typowo czeska atmosfera roześmianych pepików, gdzie serwowane jest ok. 8 rodzajów lokalnego lanego piwa. Do czasu gdy na Svalbardzie jeszcze nie otworzyli własnego browaru, był to najdalej na północ położony browar na świecie. Również tak jak w Pradze, znajdziesz tu najstarsze kino (ale norweskie), oraz najdalej na północ położony uniwersytet. To czego na pewno nie dostaniesz w Pradze a znajdziesz w Tromsø to polarne muzeum Polarmuseet, przedstawiające wszystkie wyprawy polarne i ekspedycje polarnika Amundsena. Dla mnie to największy bohater, wzór do naśladowania dający zastrzyk ogromnej motywacji i źródło do czerpania inspiracji 🙂

Dlaczego turyści kochają stolicę Arktyki?

Tromsø jest szczególne nie tylko z racji dużej ilości kulturalnych eventów, klimatycznych restauracji ale szczególnie ze względu na możliwość podziwiania najcudowniejszego zjawiska świetlnego. To właśnie tu przyjeżdżają spragnieni pięknych widoków Azjaci płacąc każdą sumę żeby zobaczyć zorzę polarną przy „Northern Lights Music Festival”, przepłynąć się cruisem podczas północnego słońca czy pójść do najwyżej położonego ogrodu botanicznego. Moim zdaniem, Tormsø jest bardzo klimatyczne. Pierwszy raz przyjechałam tu 6 lat temu, wtedy jeszcze mieszkałam w Warszawie. Był czerwiec, ja już dawno spalona od majowego słońca nie mogłam uwierzyć że w Tromsø były zaledwie 3 stopnie na plusie, a śnieg pokrywał szczyty niczym piwonie polskie trawniki.

Czar białych nocy!

Pamiętam, że najpiękniejszy widok na całą panoramę Tromsø znaleźliśmy z kolejki górskiej Fløya która wyciągnęła nas na najbliższy szczyt. Z racji tego iż w czerwcu słońce w ogóle nie zachodzi, pojechaliśmy kolejką specjalnie przed północą żeby móc podziwiać północne słońce w całej swojej okazałości z widokiem na stare miasto z samego szczytu. Na mnie i tak największe wrażenie zrobili ludzie wracający z imprezy ok 2 nad ranem. Takich widoków rozweselonych od nadmiaru chmielowych trunków ludzi w świetle BIAŁEJ nocy i pełnym słońcu się nie widuje w Warszawie! Nie bez przesady organizowany jest tu w lecie „Insomnia Festival” na którym zbierają się ludzie kochający muzykę elektroniczną, słuchając jej od białego rana do białej nocy. Tak właśnie mi się kojarzy Tromsø.

Afrykańskie smaki w sercu Arktyki? Tylko w Tromsø!

Ale wróćmy do marcowego Tromsø. Po przyjeździe spotkaliśmy się ze Zdena koleżanką w afrykańskiej restauracji. Jedzenie było niczym w samej Afryce- niebiańskie. Nie wiem czy dlatego że czekaliśmy na nie ponad godzinę od zamówienia i był to głód, czy rzeczywiście było takie dobre. Pogoda nam niestety tym razem nie dopisała więc schowaliśmy się w pijalni lokalnego browaru øllhalen gdzie miałam możliwość zrobienia sobie zdjęcia z pierwszym niedźwiedziem polarnym!

We are almost there!

To był tylko przedsmak całej wyprawy która na nas czekała następnego dnia. Rano na śniadanko zjedliśmy cieplutkie naleśniki z dżemem i greckim jogurtem popijając norweską słabą (nie do wypicia) kawą. Na lotnisko odwiozła nas przesympatyczna May-Liss opowiadając straszną historię tragicznego wypadku który zmienił jej życie niecałe 2 lata temu. I tym akcentem zakończyliśmy pobyt na kontynencie kierując się do odprawy i wylotu na wymarzony Archipelag wysp Svalbard- główny punkt naszej wyprawy.

Let’s fly away!

Z racji strasznej pogody w Tromsø mieliśmy ponad godzinne opóźnienie wylotu i ogromne turbulencje. Kocham to uczucie kiedy spragniony siedzisz w samolocie i wyczekujesz polepszenia się warunków pogodowych, podczas gdy wiatr powoduje że cały samolot się trzęsie i masz wrażenie że odlecisz bez włączenia motorów. W końcu udaje się. Samolot startuje. Wzbijamy się. Wszyscy się cieszą i każdy w duszy myśli sobie NARESZCIE. Po czym nagle, samolot niczym rollercoaster, spada 10 metrów w dół. Po czym znowu się wzbija i znowu spada. I tak 3 aż 4 razy. To uczucie potu na czole. Bezcenne!

Marzenia się spełniają!

Po godzinie lotu naszym oczom nareszcie ukazuje się lodowa wyspa. Widok z samolotu był tak nieziemski, że przekroczył nasze najśmielsze oczekiwania. Potężne białe góry pokryte lodowcem, zabrały mi oddech. A ogrom białych przestrzeni przyprawił o dreszcze nie do opisania. Zdeno miał łzy w oczach z radości, gdyż czekał na ten moment 9 lat! Ja natomiast miałam przerażenie przed oczami i pierwsze co pomyślałam: Da się tu w ogóle ŻYĆ?…

O pobycie pod arktycznym niebem opiszę w kolejnym wpisie, specjalnie poświęconym arktycznym wyspom Svalbard! Już teraz zapraszam!