Chcesz zobaczyć lodowiec SVARTISEN? Odkryj Engabreen.

Svartisen to drugi co do wielkości lodowiec w Norwegii, obejmujący obszar 370 kilometrów kwadratowych. Składa się z dwóch głównych części – Zachodniego Svartisen i Wschodniego Svartisen, oddzielonych od siebie wąską doliną. Zdecydowanie jest to miejsce, które warto odwiedzić, jeśli jesteś w północnej Norwegii i w pobliżu miasta Bodø.

 w

Jak dojechać do Svartisen?

Przed planowaniem wyjazdu należy wiedzieć, że dostęp do lodowca Svartisen jest możliwy z kilku miejsc. Poniżej znajduje się krótkie omówienie najpopularniejszych punktów startowych dla eksploracji tego niezwykłego lodowca:

  1. Holand – Wioska jest popularnym punktem startowym dla osób chcących odwiedzić Engabreen, część wschodniego Svartisen. Stąd można skorzystać z promu, który zabierze turystów przez fiord. (opis niżej w przewodniku)

  2. Mo i Rana – Miasto Mo i Rana, położone około 60 km na wschód od lodowca, jest dobrą bazą wypadową dla osób chcących odwiedzić lodowiec. Można stąd dostać się do centrum odwiedzających Svartisen i wziąć udział w zorganizowanych wycieczkach.

  3. Glomfjord – Glomfjord to niewielka miejscowość położona na południowy zachód od lodowca. Stąd można podjąć się pieszej wędrówki do lodowca, ale pamiętaj, że trasa jest wymagająca i najbezpieczniej podjąć się jej z przewodnikiem.

  4. Brestua – W Brestua znajduje się centrum odwiedzających Svartisen, skąd można podziwiać niesamowite widoki na lodowiec. Jest tu również kawiarnia i sklep z pamiątkami.

svartisen, engabreen, lodowiec

Przygotowanie i bezpieczestwo

Pamiętaj, że bez względu na wybrany punkt startowy, zawsze warto dobrze przygotować się do wizyty na lodowcu. Nawet latem temperatura na lodowcu jest znacznie niższa, a warunki pogodowe mogą szybko się zmienić. Na wycieczkę po lodowcu należy udać się tylko z uprawnionym i doświadczonym przewodnikiem.

svartisen, engabreen, lodowiec

Svartisen- Engabreen

Engabreen, część wschodniego Svartisen (Vestisen), jest jednym z najbardziej dostępnych lodowców Norwegii i jednocześnie jednym z najbardziej spektakularnych i trudnych do wędrówki. Jest to lodowiec językowy, który spływa aż do poziomu morza –  to naprawdę rzadkość na całym świecie.

Nazwa Svartisen pochodzi od starodawnej nazwy „Svartis”, która opisuje charakterystyczny głęboki odcień niebieski w lodzie, kontrastujący z białym śniegiem. Masy lodu prezentują gamę odcieni niebieskiego, od przezroczystego lodu, przez turkusowy, aż po ciemnoniebieski.

svartisen, engabreen, lodowiec
svartisen, engabreen, lodowiec

Dojazd do Svartisen, Engabreen nie jest skomplikowany, ale może wymagać trochę czasu, ze względu na odległość od dużych miast. Chcesz przylecieć z Polski? Najbliższe lotnisko to Bodø (z przesiadką w Oslo), gdzie najlepiej wynająć samochód i kierować się na południe przez drogę E6. Droga ta prowadzi przez Kystriksveien malownicze fiordy i góry, więc sama podróż jest już częścią przygody. Południową część lodowca natomiast przecina koło podbiegunowe.

Odległość od znanych miast:

  • Bodø – około 135 km
  • Trondheim – około 655 km
  • Oslo – około 1146 km

Kiedy najlepiej przyjechać na lodowiec Svartisen- Engabreen?

LATEM! Letnie miesiące (od czerwca do września) są najbardziej popularne i korzystne dla turystów, ponieważ wtedy warunki pogodowe są stosunkowo łagodne, a większa część śniegu na lodowcu jest stopiona, umożliwiając łatwiejszy dostęp do terenu. W tym okresie możesz spodziewać się cieplejszych temperatur i więcej dostępnych tras do pieszych wędrówek.

Aby dostać się na lodowiec Svartisen od strony Meløy, trzeba wziąć łódź przez Holandsfjorden z Holandsvika, która przeprawia turystów na drugą stronę fiordu i kursuje tylko w lecie. Przystań znajduje się około 1 km na południe od biura turystycznego, 15 km od przystani promowej na Forøy i 40 km na północ od Ørnes. . Przeprawa łódką przez Holandsfjorden trwa tylko 10 minut. Stamtąd możesz iść pieszo ok 4 km, lub wypożyczyć rower.

Sprawdź rozkład odpływu łódki: TU

lodowiec svartisen. engabreen

Lód, który pojawia się i znika

 Lodowce są naturalnymi rezerwuarami, w których gromadzi się większość światowej wody pitnej i obecnie pokrywają one dziesiątą część powierzchni lądowej na ziemi. Gdyby się one stopiły, poziom mórz wzrósłby o około 70 metrów, a świat mógłby stać się nie do poznania i być może niemożliwy do zamieszkania.

Podobnie jak wszystkie inne lodowce, Svartisen również kiedyś wyrosł na ogromny i gruby poprzez gromadzenie warstw warstw puszystego nowego śniegu. Z biegiem lat białe kryształy zostały sprasowane w twarde, zgrubiałe masy lodu, które teraz ukrywają powietrze i wodę liczącą się w milionach lat.

svartisen, engabreen, lodowiec

Znika na naszych oczach

Obecnie wzrost tego lodowca dawno się zatrzymał. Topnienie przyspiesza podczas długich, gorących letnich miesięcy i suchych zim, skracając i przesuwając lód. Kiedy masy lodu ruszają się, pękają na krawędziach, wyginają się i przekręcają, uwalniając kawałki lodu i rzeki topniejącej wody, które spływają z gór na stoki lub do morza, utrzymując równowagę. Wtedy zdarza się, że zimowe zwierzę odsłania zęby i ukazuje swoje starożytne wnętrze, niebieski lód tak skompresowany, że odbija tylko najzimniejsze światło w naszych oczach. Jak zranione zwierzę, cofa ramiona i nadzieję na lepsze czasy; chłodne lata i obfite, łagodne zimy. Pod koniec lat 90. Engabreen leżał prawie aż przy Engabrevannet.

Od tego czasu cofnął się prawie o 400 metrów i przesunął się w kierunku korpusu lodowca.

svartisen, engabreen, lodowiec

W następnej zmianie wieku większość lodowców Norwegii może całkowicie zniknąć. Na szczęście Svartisen jest na tyle gruby i ciężki na górze, że prawdopodobnie pozostanie na swoim wysokim miejscu w nieprzewidywalnej przyszłości. Ale z dołu fiordu będzie coraz ciężej wejść na lodowiec!

svartisen, engabreen, lodowiec

Atrakcje Svartisen:

  1. Wschodni Svartisen (Østisen) – Jest to część lodowca, którą najłatwiej odwiedzić. Można do niej dojechać promem ze wsi Holand. Prom działa w okresie letnim, a trasa zajmuje około 20 minut. Po przekroczeniu fiordu można dojść do samego lodowca pieszo w około godzinę.
  2. Zachodni Svartisen (Vestisen) – Jest mniej dostępny, ale jeśli masz ochotę na prawdziwą przygodę, to warto skorzystać z przewodnika i wziąć udział w wycieczce na lodowiec. Trasa jest dłuższa i wymaga odpowiedniego przygotowania, ale widoki są niesamowite.
  3. Svartisen Centrum Informacji Turystycznej – to świetne miejsce, aby dowiedzieć się więcej o lodowcu, jego historii i ekologii. Znajduje się tu również kawiarnia z widokiem na lodowiec.
  4. Restauracja Brestu, która ma zróżnicowaną ofertę. Możesz tu zjeść wszystkie posiłki. Jeśli nocujesz w namiocie lub chatce, możesz zamówić tu talerz śniadaniowy, w pięknej okolicy z widokiem na lodowiec. Polecam lokalne gofry tzw. vafler.
  5. Nocleg w chatkach z widokiem na lodowiec to niezapomniane przeżycie. Chatki są skromne i w miarę dobrej cenie. Rezerwację zrobisz Tu. 
  6. W pobliżu Brestua znajduje się wiele pięknych miejsc do rozstawienia namiotu lub po prostu zawieszenia hamaka. Skontaktuj się z personelem Brestua, aby dowiedzieć się, gdzie można to zrobić. Koszt rozbicia namiotu to 200 norweskich koron za namiot. W cenie dostęp do toalety i prysznica w Brestua.
svartisen, engabreen, lodowiec

Jak przygotować się na wycieczkę po lodowcu?

Przygotowanie się na wycieczkę po lodowcu, takim jak Svartisen, jest kluczowe dla zapewnienia bezpieczeństwa i udanego doświadczenia. Oto kilka kroków, które warto wziąć pod uwagę:

  • Planowanie: Na lodowiec nie można wchodzić samemu! Dowiedz się jak najwięcej o danym lodowcu, jego trudnościach i warunkach. Znajdź wiarygodne źródła informacji oraz dobrego przewodnika, który zna obszar i dostarczy niezbędny sprzęt, ekwipunek i wskazówki. Pamiętaj, że chodzenie po lodowcu bez odpowiedniego sprzętu i doświadczenia jest niebezpieczne i zabronione. Jeśli planujesz taki wypad, zawsze korzystaj z usług przewodnika. Polecam wycieczki na północne słońce z Meløy Adventure
  • Ekwipunek: Upewnij się, że masz odpowiedni ekwipunek. Do typowego ekwipunku należą solidne buty górskie (ze sztywną podeszwą), odzież warstwowa (aby regulować temperaturę ciała), kurtka przeciwdeszczowa, rękawiczki (nawet w lecie!), okulary przeciwsłoneczne, czapka i plecak z wystarczającą ilością wody i przekąsek. Nie zapomnij o kremie z filtrem UV. Promienie słoneczne odbijające się od lodu są bardzo silne.
  • Zapasy żywności i wody: Na wycieczce po lodowcu może brakować dostępu do wody pitnej. Dlatego ważne jest, aby zabrać ze sobą wystarczającą ilość wody i żywności na całą trasę.
  • Zabezpieczenia bezpieczeństwa: Nigdy nie wchodź na lodowiec bez przewodnika!
  • Warunki pogodowe: Sprawdź prognozę pogody przed wyruszeniem i bądź gotowy na szybkie zmiany warunków atmosferycznych. Lodowiec może być podatny na nagłe zmiany pogody.
  • Zdrowie i kondycja fizyczna: Wycieczka po lodowcu Svartisen należy do trudniejszych fizycznie. Upewnij się, że jesteś odpowiednio przygotowany pod względem zdrowia i kondycji fizycznej.
  • Szacunek dla środowiska: Pamiętaj o zasadach ochrony środowiska. Nie zostawiaj śmieci na trasie i szanuj dziką przyrodę.

Jesteście większą grupą i chcecie odkryć lodowiec Svartisen z nami? Dostępne są terminy na lato 2024. Napisz kontakt@gazelawlaponii.pl

FILM „Norweski friluftsliv. Z dzieckiem w przyrodzie”

„Norweski friluftsliv. Z dzieckiem w przyrodzie”

Dlaczego zrobiliśmy „Film Norweski friluftsliv. Z dzieckiem w przyrodzie” ? Żyjemy w świecie w którym cały czas trzeba stawiać sobie CELE. Ciągle nowe, lepsze, trudniejsze do wykonania. Wszystko trzeba zmierzyć, zważyć, nadać jednostkę miary wielkości fizycznej. Suma określa naszą pozycję w społeczeństwie, ilość punktów mierzy stopień naszej inteligencji, ilość pieniędzy definiuje nasz sukces i kategoryzuje nas na lepszych i gorszych. Wkłada nas w sztywne schematy wymyślone przez nasze społeczeństwo, powodując że zawsze czujemy się niewystarczający. Dlaczego?

DEFICYT NATURY

Bo dzisiejszy świat z każdej storny bombarduje nas masą wiadomości i rad dotyczących tego jacy powinniśmy być, co powinniśmy wiedzieć, co musimy robić, a czego nie. Społeczeństwo narzuca szybkie tempo rozwoju nie tylko gospodarczego, ale również jednostkowego, za którym nie sposób nadążyć. Coraz więcej osób cierpi na DEFICYT NATURY i FOMO (Fear of missing out) bojąc się, że ominą ich jakieś ważne informacje, a prywatne firmy wysyłają swoich pracowników na długie szkolenia oferujące podnoszenie kwalifikacji, oczywiście po długim dniu pracy, tylko po to żeby pracownik robił nadgodziny. Stawiamy sobie cele niemożliwe do wykonania. A naturę traktujemy jako środek do zdobycia wszystkich biegunów, przebiegnięcia maratonów, zebrania wszystkich kontynentów i narzędzie które udowodni, że człowiek jest w stanie dokonać wszystkiego.

NORWESKI FRILUFTSLIV

Dlatego w tym pędzącym świecie, bardzo mało ludzi idzie na spacer tylko po to żeby iść. Bez celu. Bo zostało nam wpojone, że nie można żyć bez celów. Bezinteresowne przebywanie w przyrodzie, bez konkurowania z kimś o podium przestało mieć znaczenie. 

Otóż, norweski friluftsliv właśnie o tym jest. Rozdrabniając wyraz FRILUFTSLIV na poszczególne słowa „FRI” oznacza wolny, “LUFT” to powietrze, a “LIV” to życie. Dlatego Friluftsliv to nic innego jak outdoor life, życie na świeżym powietrzu. Badania tysięcy naukowców z całego świata dowodzą, że przebywanie w naturze i zwrócenie uwagi na wszystkie przyrodnicze aspekty powodują, że człowiek jest mniej zestresowany, nie traktuje siebie tak poważnie, jest bardziej podatny na zmiany. Te czynniki powodują, że człowiek o wiele lepiej współdziała w społeczeństwie, nie dąży uparcie do bycia idealnym i bezpośrednio wpływa na wzrost poziomu szczęścia!

ŻYCIE W NATURZE

W norweskim friluftsliv nie trzeba stawiać sobie trudnych celów i wymagać od siebie więcej. Chodzi natomiast o to, aby znaleźć ten cudowny balans i w każdym dniu znaleźć czas na to aby po prostu być w naturze, aby być na mikrowycieczce i żyć w przyrodzie na co dzień. Wcale nie musisz jechać daleko i zdobywać najwyższe szczyty pokonując swoje granice i osiągając nowe CELE, ale chodzi o to żeby korzystać z uroków natury które mamy w zasięgu ręki.

MOJA HISTORIA

Reasumując sama uwielbiam się uczyć zdobywać wiedzę i być na bieżąco. Byłam i jestem produktem tej pędzącej machiny społeczeństwa XXI wieku. Oczywiście, zawsze miałam wysokie ambicje i niezaspokojona chęć podnoszenia kwalifikacji.  Dlatego ona była motorem do wyjechania z kraju i udowodnienia sobie, że jestem w stanie nauczyć się zupełnie innego języka i osiągnąć sukces zawodowy w nowym kraju. Więc wyjechałam do Norwegii, gdzie najpierw studiowałam po angielsku, ale szybko podniosłam poprzeczkę. Po roku nauki norweskiego, poszłam na studia magisterskie w tym, zupełnie nowym dla mnie języku. Żeby tego było mało, jak tylko skończyłam MGR, poszłam na kolejne studia! W pracy mam możliwość studiowania w ramach godzin pracy, więc z tego również aktywnie korzystam podnosząc swoje kwalifikacje robiąc podyplomówki jako menedżer projektów.

Norweska tożsamość – LESS IS BETTER

Ale wychodzę z założenia, że odpoczynek od natłoku wiadomości, informacji, codziennie nowej wiedzy i stawiania sobie ciągle nowych celów jest NIEZBĘDNY do pełnego rozwoju człowieka. Bo człowiek rozwija się na wielu płaszczyznach. Mam na myśli nie tylko rozwój umysłowy, mentalny, fizyczny ale również duchowy. Dlatego uwielbiam aktywnie spędzać czas wolny w PRZYRODZIE. Na łonie natury. W górach i daleko od jakiejkolwiek cywilizacji. Tam na odludziu, w przepięknych okolicznościach natury NAJLEPIEJ odpoczywam. Zarówno fizycznie, mentalnie jak i duchowo. Biorę dystans do wszystkiego czego się dowiedziałam w krzyczącym mieście i od nowych wzorców społecznych. Pogłębiam relacje z moją rodziną, bo jesteśmy uzależnieni od siebie w 100%.

UT PÅ TUR ALDRI SUR

W naturze nie ma niepotrzebnych i zbędnych informacji. Jesteś ty, wy i otaczająca was przyroda. Zła pogoda i trudny teren w górach na skiturach powoduje, że jestem w 100% ze wszystkimi zmysłami w danej sytuacji. Jestem tu i teraz i wcale nie potrzebne mi są najnowsze wiadomości z kraju do tego aby cieszyć się tą chwilą. I to właśnie tu umiem oczyścić umysł, ciało, a co najważniejsze zregenerować siły i poznać siebie. Mam czas dla siebie i na to aby słuchać własnych potrzeb. Słuchać siebie i współdziałać z innymi. Bo w naturze najlepiej poznaje się drugiego człowieka. Tego nie wiedziałam mieszkając w Warszawie.

EKOFILOZOFIA

Ponieważ David Attenborough kiedyś powiedział, że nikt nie będzie chronić natury jeśli jej nie doświadczy. Dlatego po przyjściu na świat naszej Vivianki, postanowiliśmy spędzać jak najwięcej czasu w naturze. Zamiast wrócić do pracy po macierzyńskim i tacierzyńskim, zrobiliśmy sobie trzy miesiące wolnego, żeby być RAZEM w przyrodzie. Aby poznać siebie w nowej sytuacji i nowej roli jako młoda rodzina. Dać sobie czas. A co najważniejsze zasiać ziarenko przyrody w małym serduszku Vivianki. Dla nas to nie jest tylko zwykłe spędzanie czasu wolnego. Dla nas norweski friluftsliv jest drogą do tego aby żyć w zgodzie z ekofilozofią, która uczy nas respektu do natury i wszystkich form życia na ziemi. I wierzymy że poprzez friluftsliv będziemy mogli przekazać te wartości naszej małej Viviance, które jej umozliwą żyć z mniejszą ilości rzeczy, ale z większymi przeżyciami.

FILM „NORWESKI FRILUFTSLIV”

Film „Norweski friluftsliv. Z dzieckiem w przyrodzie” to 23 minutowy film o młodych rodzicach, o nas i o chęci wychowania naszej córeczki Vivian w bliskim kontakcie z naturą w duchu norweskiego Friluftsliv. Arne Næss powiedział, że friluftsliv to dar Norwegów dla innych narodów. Jest to ważny aspekt, patrząc na fakt, że friluftsliv to norweski sposób na spędzanie czasu w przyrodzie, bez rywalizacji i wciąż zdobywania nowych szczytów, jak ma to miejsce w stylu Alpejskim. To czerpanie korzyści płynących z natury i to FUNDAMENT do wychowania naszej malutkiej córeczki. Dlatego w filmie niespełna ośmiomiesięczna Vivianka na twoich oczach ODKRYWA świat gór, wybrzeża, roślin i zwierząt, podczas gdy my dzielimy się swoimi przemyśleniami na temat friluftsliv, ekofilozofii i skandynawskiego wychowywania dziecka w przyrodzie.

FESTIWALE

Film został zgłoszony na międzynarodowe festiwale filmów o tematyce górskiej. Chcesz go również zobaczyć? Oficjalna premiera filmu odbędzie się 1 września 2021. Jeśli chcesz zobaczyć przedpremierę filmu „Norweski friluftsliv. Z dzieckiem w przyrodzie” to zapisz się na newsletter. Dzięki temu dostaniesz dostęp do przedpremierowej edycji filmu. Przedpremiera już 14 czerwca w 5 rocznicę blogu Gazela w Laponii!

MIKROWYCIECZKA

Wierzę, że w zdrowym ciele zdrowy duch. Międzynarodowe badania potwierdzają szereg korzyści związanych ze spędzaniem czasu wolnego w przyrodzie.

Naukowcy podkreślają, że nie jest ważne CO robimy, ale to że COKOLWIEK robimy w naturze wpływa na nas POZYTYWNIE. Jako trener personalny nie byłabym sobą gdybym nie podkreśliła, że kontakt z naturą zapobiega powstawaniu różnym dolegliwościom czy poważnym chorobom, sprzyja lepszemu zdrowiu fizycznemu i psychicznemu, pobudza naszą kreatywność i inspirację, a co za tym idzie zwiększa jakość naszego ŻYCIA.

Wierzę, że każda aktywność fizyczna jest dobra, opowiadam o tym i zachęcam wszystkich jak tylko mogę. A teraz pragnę zmotywować Ciebie. Potrzebujesz więcej motywacji? Partnera do wycieczek? Inspiracji na wyprawy?

Zapraszam na GRUPĘ na facebooku NORWESKI FRILUFTSLIV

Saamowie to Lapończycy- czyli rdzenni mieszkańcy Północy

Dlaczego Saamowie zamieszkują LAPONIĘ, co ona oznacza i do kogo należy? Co w ogóle wiesz na temat Laponii i jej mieszkańców? Gdzie spotkać Saamów, poznać ich kulturę oraz skosztować ich jedzenia? Koniecznie zajrzyj do mojego przewodnika po Bodø i okolicach! Zapraszam na pierwszy wpis poświęcony Laponii i jej mieszkańcom.

CO TO JEST LAPONIA?

  1. LAPONIA w Finlandii ze stolicą w ROVANIEMI. W Polsce kojarzona z bajkowa krainą św. Mikołaja w Finlandii. O tej Laponii w Polsce mówi się najwięcej i ta Laponia jest najbardziej pożądaną destynacją do odwiedzenia przez Polaków. Fińska Laponia to taka magiczna, zimowa krainą rodem z baśni Andersena, gdzie zamiat łosi biegają elfy po bezkresnych białych przestrzeniach na których całorocznie panuje zima. Kogokolwiek w Norwegii zapytasz o Laponie to odpowie że, to olbrzymi obszar geograficzno-kulturowy znajdujący się nie tylko za kołem podbiegunowym w Finlandii.
  2. LAPONIA w Szwecji. To największy obszar chroniony dzikiej przyrody na skalę światową, pokrywający trzy potężne parki narodowe: Sarek, Stora Sjöfallet og Padjelanta. I tylko SZWEDZKI obszar chroniony Laponia znajduje się na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO.
  3. LAPONIA to również potężny teren geograficzny rozciągający się na więcej niż 380 tysięcy km2 (czyli Polska z Litwą razem wzięta) na przestrzeni należącej do czterech państw: Rosji, Finlandii, Szwecji i Norwegii. W samej Norwegii rozciąga się teren Laponii na 2/3 całego kraju, bo tak rozłożeni są tu Saamowie CZYLI RDZENNI MIESZKAŃCY SKANDYNAWII. To właśnie tutaj zamieszkują ogromne tereny i obszar ten nazywany jest przez nich samych Sapmi.

RDZENNI MIESZKAŃCY

Co ciekawe, archeolodzy twierdzą, że około osiem tysięcy lat temu na te tereny północnej Skandynawii przyszli pierwsi mieszkańcy, przybywając tu prosto z Azji, bo tu, na Północy, głównie w północnym Finnmarku –znaleźli pozostałości po pierwszych mieszkańcach, i były to głównie ich narzędzia. Tak naprawdę badacze do końca nie wiedzą, czy byli to Saamowie. Inni badacze twierdzą, że to dlatego Saamowie, wyróżniają się pod względem cech fizycznych od mieszkańców Skandynawii. Są niżsi, okrąglejsi, mają zazwyczaj ciemne oczy i włosy. A to po czym w ogóle poznać dzisiejszych Saamów, to fakt, że często też noszą własnoręcznie robione, z wełny lub ze skóry reniferów, buty, rękawice, grube czapki. W tłumie łatwo rozpoznać, takiego prawdziwego Saama nie tylko ze względu na wygląd, ale dlatego, że Saamowie mają bardzo wyrazisty temperament. O wiele bardziej wyrazisty niż na przykład Norwegowie. Nie boją używać się języka. I tutaj na północy w ogóle mówi się, że tam gdzie jest jeden Lapończyk, tam są dwa zdania.

Saamowie czy Lapończycy?

Nazwa Saamowie inaczej po polsku to Lapończycy, tym określeniem operuje się najczęściej w Polsce. Jednak nie polecam go używać z dwóch względów. Po pierwsze słowo „lapp” po szwedzku oznacza łatę. Co można na przykład tłumaczyć jako, przyszywani mieszkańcy danego kraju. Kiedyś, dawno temu oni niestety się tak czuli. I „lapp” tłumaczonodosadnie, czyli oznaczało to, że Lapończycy chodzili w starych, połatanych, brudnych ubraniach. Po polsku ta nazwa nie niesie ze sobą tak negatywnych uczuć, emocji i takiej ciężkości tego słowa, jednak wychodzę z założenia, że skoro oni sami na siebie mówią Saami folk, to lepiej używać tego określenia. 

Mnie zawsze  ciekawiło ilu tak naprawdę jest Saamów, ale ciężko jednoznacznie powiedzieć, jak duża jest ta populacja, bo nikt tego nie wie. Według szacunków liczy się, że od około stu do stu dwudziestu, stu trzydziestu tysięcy osób na całym terytorium Sapmi. Z czego w Norwegii szacuje się od czterdziestu do sześćdziesięciu tysięcy. Z tego obecnie najwięcej Saamów mieszka w stolicy kraju, czyli w Oslo. Dlatego niestety, ale na północy stanowią oni już mniejszość. Moja znajoma Birgit jest rdzenną Laponką, która przez pierwszych dwadzieścia lat życiaprowadziła koczowniczy tryb życia. Mieszkali w lavvu w czyli takim a`la namiocie i przemieszczali się Z całym swoim dobytkiem I reniferami, w poszukiwaniu idealnego miejsca  dla ich zwierząt. Birgit dopiero teraz osiedliła się w Storjord, czyli tam gdzie znajduje się Centrum Parków Narodowych w Nordland

KUKSA

Co ciekawe kiedyś Birgit właśnie miała przy samym Centrum Parków Narodowych, właśnie taki swój mały sklepik z lapońskimi ubraniami. Z takimi rzeczami typowo lapońskimi, z gadżetami ręcznie robionymi, ze skórami z reniferów, z nożykami z tymi cudownymi drewnianymi kubkami – kuks, które u mnie możecie często widzieć na Instagramie. Ale właśnie ona powoli przeniosła sklep do samego centrum i tam też można zobaczyć ich typowe stroje ludowe, które po norwesku nazywają się kofte. I to właśnie dzięki naszej Birgit my zakochaliśmy się w Lapończykach, i to od niej dowiedzieliśmy się najwięcej, To też dzięki niej mamy trzy duże skóry z renifera, w sumie to dwie, bo dwie duże skóry Zdeno dostał odchodząc z tamtej pracy. Skóry z renifera to są najlepsze na świecie karimatki. Ta skóra z grubym futrem nie tylko śmierdzi zwierzyną ale genialnie grzeje i izoluje.

PRODUKTY

Również od Birgit mamy skórzaną, wyszywaną sakiewkę z motywem lapońskim, w której nosi się specjalną kawę bålkafe. Tę kawę przygotowuje się długo na ogniu więc ma ona o wiele, intensywniejszy smak. Lapończycy piją tę kawę, zrobioną na ogniu, włącznie ze specjalnym serem, żeby miała ona więcej minerałów i żeby czuli się dłużej nasyceni. Poza tym, popularne są saamskie nożyki, z ręcznie wykonanymi dekoracjami. My taki również dostaliśmy od Birgit. Bardzo zrobiony ze specjalnej, karłowatej brzozy, którą można dostać tylkona Północy. I to od niej w ogóle zawsze też kupujemy zarówno surowe mięso jak i suszone, właśnie wszystko z renifera, które sprawdza się, słuchajcie, idealnie na każdej wyprawie.

I takie suszone mięso zjada się po prostu, z takim specjalnym chlebkiem polarnym na każdej jednej wycieczce. I słuchajcie, to mięso ogólnie jakbym miała porównać – nie da się porównać jego smaku to żadnego innego mięsa, bo jest to dzikie mięso. Smakuje bardzo dziwnie. Jest ono suszone i pozostawia po sobie specyficzny posmak dzikiego mięsa, ale co jest najważniejsze – tutaj podkreślić – to fakt, że jest to najzdrowsze mięso na świecie. Nie ma zdrowszego mięsa od mięsa z reniferów, które pasą się na tych łąkach wysoko w górach, jedzą świeżą trawę i mech, z dala od jakichkolwiek  zabrudzeń, w czystym powietrzu.

Sposób Saamów na zimno?

Dlaczego przy minus dwudziestu stopniach Saamowie noszą tylko adidasy? Podczas, gdy my marzniemy w najgrubszych butach i ubraniach. Bo wwysokie i grube buty, z taką sztywna podeszwą w zimie, powodują, że palce u nóg w ogóle się nie ruszają i przez to nogi zamarzają po pięciu minutach. Natomiast Saamowie polecają nosić adidasy, bo cała noga, włącznie z palcami rusza się, podczas gdy jest się w aktywności fizycznej, dlatego jest o wiele łatwiej utrzymać ciepło w dużym mrozie. Ciekawostką, jest również fakt, że jesienią zbiera się taką specjalną trawę, która nazywa się senegres po norwesku, po łacinie było to jakieś Caricetum vesicariae, a po polsku turzyca pęcherzykowata. To jest taka specjalna trawa, którą kiedyś ich przodkowie używali do tego, aby ogrzewać sobie stopy, bo niegdyś nie używało się skarpetek, ale tylko tej trawy, jako najlepsza forma izAolacji od zimna i od mrozów.

Dlatego Saamowie żyją z natury i dla natury. Mają cudowny związek z nią i tworzą, formują i nadają wartość norweskiemu friluftsliv. 

DZIEDZICTWO

Birgit i Per-Nils mają trójkę dzieci. Najstarszy syn odziedziczył większość reniferów, a z nim też specjalnie terytorium, na którym się pasą. Nikt, kto przyjedzie z zewnątrz na północ , nie będąc Saamwm, nie może zacząć hodować reniferów, bo to dziczy się po rodzicach. Dostaje się w spadku po rodzinie. W dzisiejszych czasach bardzo ciężko jest utrzymać się tylko z chowu reniferów, dlatego właśnie syn Birgit, w czasie, kiedy  renifery są wypuszczone w górach, pracuje sezonowo. Jest to ciężka praca więc dzisiejsza, lapońska młodzież bardzo często rezygnuje z dziedzictwa i często wyjeżdża do dużych miast w poszukiwaniu normalnej, stałej, dobrze płatnej pracy. Ciekawostką, że Lapończyków nie pyta się o to ile mają w posiadaniu reniferów. Jest to niezręczne i niegrzeczne pytanie, które można porównać do pytania Polaka o to, ile zarabia. Renifery to jest ich największy dobytek i oszczędności razem wzięte. I często oni sami też w ogóle nie wiedzą dokładnie ile ich mają.

TRYB ŻYCIA

Saamowie, dostosowują cały tryb życia do swoich reniferów i na przykład, potrafią się umówić na obiad i nie przyjść, bo wypadły im dodatkowe obowiązki przy  reniferach. Latem jak jest plus piętnaście stopni to Saamowie w ogóle nie pracują, bo dla nich jest za ciepło do pracy. Laponia jest największą i ostatnią krainą, gdzie tak naprawdę jest jeszcze praktykowany taki spęd wielkich stad zwierząt, czyli tych reniferów. Ale poza tymi Saamami, którzy zajmowali się reniferami i byli nomadami, byli również Saamowie, którzy mieszkali przy samym wybrzeżu i żyli głównie z połowów, łowili ryby – oczywiście tylko na swoje potrzeby, bo nie łowili ich więcej. Albo na przykład Saamowie górscy, którzy mieszkali wysoko w górach i zajmowali się zbieractwem grzybów, roślin, owoców leśnych, jakichś ziół i polowali oczywiście na dzikie zwierzęta, łowiąc też ryby w jeziorach.

JUŻ WKRÓTCE WIĘCEJ INFO!

Po więcej informacji zapraszam na część druga wpisu o Saamach oraz podcast poświęcony Saamom!

Posluchaj na SOUNDCLOUD

SPOTIFY

iTUNES

PODTAIL

ZOBACZ FILMIK NA YOUTUBE

ROK 2020 w Norwegii

Przedstawiam Wam mój 2020 rok w zdjęciach!

STYCZEŃ

LUTY

MARZEC

KWIECIEŃ

MAJ

CZERWIEC

LIPIEC

SIERPIEŃ

PAŹDZIERNIK

LISTOPAD

GRUDZIEŃ

Norweski FRILUFTSLIV

FRILUFTSLIV ( z ang. outdoor life), „FRI” oznacza wolny, “LUFT” to powietrze, a “LIV” to życie. Czyli aktywne spędzanie czasu wolnego w przyrodzie. Czas w górach, na nartach, biegówkach, pieszo, na rowerze, czy nad jeziorem lub w parku. To każda jedna aktywność wykonywana w naturze w czasie wolnym od pracy. Typowa rekreacja na świeżym powietrzu w bliskim otoczeniu lub z dala od domu. Słynny norweski profesor środowiska Dahle Børge wierzył, że esencją FRILUFTSLIV jest „odczuwanie przyjemności z bycia w naturze, samemu lub z innymi, doświadczanie radości i harmonii z otaczającymi istotami oraz czegoś znaczącego.

Dar Norwegów

Autorem słowa jest norweski norweski pisarz, Henrik Ibsen (ojciec współczesnej dramaturgii), który w roku 1859 opublikował wiersz zatytułowany „Paa Vidderne” z polską nazwą „Na szczytach gór”, w którym po raz pierwszy użył słowa FRILUFTSLIV. Wiersz był esencją stanu w jakim się znajdował obcując z przyrodą oraz opisem jego uczuć przebywając w naturze.

Według profesora filozofii Uniwersytetu w Oslo Arne Næss, który był aktywnym obrońcą przyrody oraz twórcą filozofii ekologii głębokiej, idea FRILUFTSLIV jest „darem Norwegów dla całego świata” . Arne miał niespotykane umiłowanie przyrodą i spędzał w niej każdą wolną chwilę. Twierdził on, że w szczególności “dzisiejsze generacje” powinny chociażby spróbować i doświadczyć tej idei FRILUFTSLIV. Głównie dlatego, iż obecne szybkie tempo życia współczesnego człowieka, coraz bardziej odcina go od przyrody. Dlatego FRILUFTSLIV jest idealną formą relaksu.Ponadto, Arne uważał, że proces oswojenia natury wymaga czasu i jest to proces całkowicie naturalny. Zanim wrażliwość na przyrodę zostanie rozwinięta i zrodzi się w umyśle musi upłynąć kilka tygodni.

Friluftsliv zbudowany jest na EKOFILOZOFII

W antropocentrycznym rozumieniu świata człowiek jest w centrum świata. W ekofilozofii człowiek jest równoważny z innymi gatunkami roślin i zwierząt. Idea ta nie jest żadną nowością, ale tym według czego kiedyś żyli i praktykowali inuici, Saamowie w Skandynawii czy Aborygeni w Australii. Bowiem wierzyli, oni że natura ma duszę, a my, ludzie jesteśmy jej częścią. Jak człowiek żyje w zgodzie z naturą to posiada on o wiele większy respekt i szacunek do otaczającego go świata. Do wszystkiego co żywe. Wtedy o wiele łatwiej jest szanować zwierzęta i np. nie wybije się 10 000 bizonów tylko dlatego, że ma się na to ochotę

PROCES

Drugi prekursor ważny dla kultury friluftsliv to Nils Faarlund który uważał, że życie przyjazne naturze powinno być drogą, którą każdy człowiek musi przejść, nie zaś celem samym w sobie. Generalnie w życiu Norwegów do dziś potężną rolę odgrywa FRILUFTSLIV i ta głęboko zakorzeniona potrzeba obcowania z naturą, która od wieków wpisana była w ich tradycję, styl życia.

Norwescy entuzjaści życia w przyrodzie uważają, że im więcej przebywasz w zieleni tym jesteś zdrowszy! Nie ma znaczenia co robisz, ale sam fakt, że jesteś w naturze daje dużo korzyści.

Rekreacja

Chyba nie muszę tu przypominać całą masę przeprowadzonych badań naukowych, które dowodzą, że kolor zielony wpływa pozytywnie na jakość życia człowieka. Pozwala człowiekowi odpocząć zarówno fizycznie jak i psychicznie, otworzyć się na otoczenie, zrelaksować, dostrzec krajobraz oraz zachodzące wokół niego zmiany. Ponadto, przebywanie w zieleni chociaż pół godziny dziennie powoduje, że człowiek jest mniej zestresowany aż o 50%, człowiek nie traktuje siebie tak poważnie, jest bardziej podatny na zmiany, lepiej współdziała w społeczeństwie i nie dąży uparcie do bycia idealnym, perfekcyjnym. A tym samym bezpośrednio wpływa na wzrost poziomu szczęścia! I ten norweski friluftsliv właśnie o tym jest. O  byciu w naturze, bez rywalizacji i zdobywania najwyższych szczytów tak jak jest to w stylu alpejskim.

Urodzeni z nartami na nogach

Powiedzenie, że Norwegowie urodzeni sa z nartami na nogach  ma swoje bardzo głębokie podłoże.  Bo przecież  norweska kultura została ukształtowana właśnie w naturze. Jak spojrzysz na mapę to Norwegia ma ponad 380 tysięcy km kwadratowych (to trochę więcej niż polska), ale jest bardzo rozciągnięta bo rozciąga się na ponad 3 tysiące kilometrów. I to właśnie od generacji, w tej naturze przebiegało codzienne życie zwykłych nOrwegów, które było bezpośrednio uzależnione od ukształtowania terenu, warunków pogodowych i dóbr naturalnych, dostępu do morza, gór i dzikich zwierząt. Ceniąc sobie naturę również stworzyli Allemannsretten czyli prawo do korzystania z natury,  w którym każdy człowiek ma takie same prawa, każdy może korzystać z dóbr natury, np. spać w namiocie min 150 metrów od najbliższej zabudowy, chodzić po górach ścieżkach, rozpalać ognisko w odpowiednim czasie,  itp. 

Dzisiejszy norweski friluftsliv

Dzisiaj większość Norwegów posiada swoją chatkę “hytte” do której udaje się w weekend bez względu na pogodę. Tam, na odludziu, z dala od jakiejkolwiek cywilizacji, chodzi po górach, łowi ryby, jeździ na nartach, zbiera owoce leśne, smaży gofry popijając gorącą kawą zrobioną na ognisku. Wraca do podstaw egzystencji. Uczy się być sam ze sobą. W totalnej prostocie i pokorze. Relaks w naturze. Tam czas nabiera nowego znaczenia. Staje. Zatrzymuje się podczas gdy człowiek się regeneruje. Dla mnie kwintesencja norweskości. To największy luksus w dzisiejszym turbokapitalistycznym i wiecznie pędzącym świecie.

To powoduje, że współcześnie tradycja Friluftsliv posiada najsilniejszą pozycję właśnie w Norwegii pośród wszystkich krajów skandynawskich, w których wykształciły się podobne ruchy przyrodniczo-kulturowe.

Formy FRILUFTSLIV

To również najprostsze i najłatwiej dostępne formy spędzania czasu wolnego w przyrodzie, takie jak:

Wędrówki piesze do lasu, w góry, nad morze, itp

Zbieractwo owoców leśnych, grzybów

Wędkarstwo

Biegówki

Kajaki

Jazda na rowerze, rolkach, łyżwach

Pływanie

Spacer po lesie, na plaży, czy za domem w najbliższym otoczeniu

CO POWODUJE, ŻE norweski FRILUFTSLIV JEST NAJBLIŻSZY EKO-PODRÓŻOWANIU?

  • Jest ŁATWO DOSTĘPNY jako rekreacja na dworze w najbliższym otoczeniu, nie musisz jechać daleko żeby uprawiać friluftsliv. Ale esencją są te mikro wycieczki PROSTO z twojego domu i w najbliższym otoczeniu. W Norwegii pracuje się z tym, aby każdy miał dostęp do ścieżek zdrowia prosto z własnego domu. I aby każdy korzystał z uroków natury regularnie, jak najczęściej bo to korzystnie wpływa na zdrowie.
  • Bez UŻYWANIA żadnych zmotoryzowanych urządzeń. Czyli nie używa się skuterów, czy quadów, nic co mogłoby po pierwsze przeszkodzić i naruszyć ten kontakt człowieka z naturą, a po drugie co mogłoby przeszkodzić ciszy panującej w przyrodzie i naruszyć jej harmonię.
  • NIE KONKURUJESZ z nikim w przyrodzie, bo nie ma tu żadnych zasad i reguł jego wykonywania.
  • KAŻDY może korzystać z uroków natury w lesie, w górach, nad morzem lub wzdłuż wybrzeża. Może to robić niezależnie od tego, kto jest właścicielem gruntu . Wyjątkiem tutaj są zasady bezpieczeństwa i zasady korzystania z natury Allmensretten, które są fundamentem całego friluftsliv. Czyli trzeba pamiętać, żeby rozbić namiot minimum 150 m od najbliższego zabudowania
  • Jest to również BEZINTERESOWNE przebywanie w przyrodzie (nie idziemy do natury bo musimy, ale idziemy do niej bo ma ona swoją wartość!).
  • NIE POTRZEBUJESZ specjalistycznego sprzętu. Bo w Norwegii wszystko możesz wypożyczyć zupełnie za darmo od organizacji znajdujących się pod Czerwonym Krzyżem takiej jaki organizacja BUA (musisz mieć norweski numer telefonu i adres zamieszkania)
  • Jest ZA DARMO!! Dlatego wstęp do wszystkich Parków Narodowych czy rezerwatów przyrody w Norwegii jest za darmo. Ponadto, masz możliwość nocowania w górach, chodzenia po ścieżkach, rozpalania ogniska, jeżdżenia na rowerze czy konno, zbierania grzybów czy owoców leśnych bez ograniczeń!

EKO- alternatywa

W norwegii o wiele latwiej wybierac eko alternatywy chociazb ydzieki korzystmaniu z chatek DNT, czyli chatek należących do Norweskiego Stowarzyszenia Turystycznego, których jest ponad 550 w na terenie całej Norwegii. Chatki są rozmieszczone w górach ,CIĘŻKO I ŁATWO DOSTĘPNE dla potrzeb zwykłych ludzi, turystów, lokalnych góromaniaków, czy miłośników aktywnego spędzania czasu wolnego w przyrodzie.

CHATKI

Są trzy rodzaje chatek Stowarzyszenia DNT, w których lokalni i turyści mogą przenocować. Chatki z obsługą (głównie na południu Norwegii), które oferują pełne wyżywienie. Chatki w których jest dostępne jedzenie, które każdy może kupić w korzystnej cenie, oraz chatki bez obsługi i bez jedzenia. Dla członków Stowarzyszenia DNT, każdy nocleg to wysokość od ok. 200 koron (ok. 100zł), dla pozostałych min. 400 koron, wszystko w zależności od rodzaju chatki.

Ale tak naprawde system chatek DNT zbudowany jest na zasadzie ZAUFANIA, czyli nocujesz to płacisz!

Norweskie Stowarzyszenie Turystyczne #DNT zapewnia utrzymanie tych chatek w dobrym stanie, ponadto jest odpowiedzialne za oznakowanie szlaków turystycznych prowadzących do chatek oraz organizuje wspólne kilkudniowe wyprawy górskie propagując aktywny wypoczynek i edukując społeczeństwo od najmłodszych lat. Jako członek stowarzyszenia otrzymujesz standardowy klucz DNT, który otwiera wszystkie chatki na terenie całej Norwegii.

DOŁĄCZ DO GRUPY NORWESKI FRILUFTSLIV

WYZWANIE #MIKROWYCIECZKA

Wierzę, że w zdrowym ciele zdrowy duch. Międzynarodowe badania potwierdzają szereg korzyści związanych ze spędzaniem czasu wolnego w przyrodzie.

Naukowcy podkreślają, że nie jest ważne CO robimy, ale to że COKOLWIEK robimy w naturze wpływa na nas POZYTYWNIE. Jako trener personalny nie byłabym sobą gdybym nie podkreśliła, że kontakt z naturą zapobiega powstawaniu różnym dolegliwościom czy poważnym chorobom, sprzyja lepszemu zdrowiu fizycznemu i psychicznemu, pobudza naszą kreatywność i inspirację, a co za tym idzie zwiększa jakość naszego ŻYCIA. 

Wierzę, że każda aktywność fizyczna jest dobra, opowiadam o tym i zachęcam wszystkich jak tylko mogę. A teraz pragnę zmotywować Ciebie, Twoją koleżankę, ciocię, przyjaciela czy znajomego. Jak? Od pierwszej soboty sierpnia zaczęłam ogólno internetowy RUCH (wyzwanie) pt. MIKRO-WYCIECZKA, który ma zachęcić wszystkich do wyjścia z domu na świeże powietrze, czyli do tego abyś zaczął praktykować norweski friluftsliv!

Co trzeba zrobić?

➡️ Wcale nie musisz jechać daleko, żeby wziąć udział w moim wyzwaniu. Chodzi o najmniejszy spacer w najbliższym otoczeniu, wyjście na rower, jogę w przyrodzie, czy wycieczkę na kajaki albo w góry.

➡️ Zrób zdjęcie, które zmotywuje innych do wyjścia z domu i opublikuj je w sobotę na GRUPIE NA FB lub INSTAGRAMIE z hasztagiem #mikrowycieczka #norweskifriluftsliv

➡️ Napisz gdzie byłeś, jak długo i jaką zrobiłaś trasę lub podziel się swoją historię zachęcając innych!

➡️ Będzie wspaniale jeśli zachęcisz znajomych i zaprosisz ich do wyzwania lub zabierzesz ich na wycieczkę!

➡️ Zostaw serduszko pod zdjęciem u innych i razem motywujmy się nawzajem!

TEMAT przyszłej soboty to zła/wymagająca pogoda!

W Norwegii jest takie powiedzenie, że nie ma ZŁEJ POGODY, są tylko złe ubrania. Dodatkowo, częstym określeniem na pogodę używa się określenia MYE VÆR, w dosłownym tłumaczeniu oznacza to, że jest DUŻO pogody. A to znaczy, że pada, wieje, jest pochmurno, zimno, szaro, buro ale może być przyjemnie.
W duchu tej idei temat na sobotnią #MIKROWYCIECZKA to DUŻO pogody! 


NIe bójmy się deszczu, sztormu, wichury czy zachmurzonego nieba.

Nie zniechęcajmy się złą pogodą i mimo tego wyjdźmy na mikrowycieczkę!

TO CO PODEJMUJESZ WYZWANIE?

DOŁĄCZ DO GURPY NA FB!

DOŁĄCZ NA INSTAGRAMIE!

TOP 7 – Wyspa Kjerringøy

TOP 7- Wyspy Kjerringøy

Czy wiedziałeś, że wyspa Kjerringøy została nominowana do jednego z “25 sekretnych miejsc wartych odwiedzenia”w 2014 roku przez Lonely Planet? Dlaczego?

Perełką wybrzeża okręgu Nordland jest zdecydowanie historyczna wyspa Kjerringøy z niezliczonymi wyjątkowo złotymi plażami. Wyspa znajduje się ok. 40 kilometrów na północny-zachód od miasta Bodø i żeby dostać się na nią, trzeba przepłynąć 10 minut lokalnym promem, który zabiera zarówno samochody (50 NOK) jak i pasażerów (ok. 25 NOK). Na wyjątkowość wyspy zasługuje fakt, że nie ma tu prawie w ogóle turystów. Jeśli już są, to głównie przyjeżdżający z okręgu lub kraju. Nie Przejmuj się jeśli nie masz samochodu, bo z miasta Bodø możesz się tu dostać za sprawą transportu publicznego, autobusem nr 400. Jadąc z samego promu naszym oczom od samego początku ukazują się złote, piękne plaże niczym żywcem wyjęte z magazynu turystycznego.

Co musisz zobaczyć będąc na wyspie? Zapraszam do przewodnika po Bodø i okolicach, oraz do tego wpisu. Oto moje TOP 7 atrakcji!

TOP 7 atrakcji na Wyspie Kjerringøy

1. Handelssted

To co charakteryzuje całą wyspę to zabytkowy kompleks muzealny, ze szczególną restauracją serwującą tylko lokalne dania kuchni norweskiej, w której do dzisiaj piecze się lokalny chleb z dawnej receptury i typowo norweskie naleśniki podawane z karmelowym serem i śmietaną tzw. møsbrømlefser. Po przepłynięciu promem na wyspę, miejsce Handelssted oddalone jest ok. 15 minut jazdy samochodem po wąskiej i dość dziurawej drodze. Kompleks muzealny Handelssted to XVIII wieczny zestaw 15 zabytkowych budynków z autentyczną wyzdobą i umeblowaniem pochodzącym z końca XVII wieku.  To miejsce ma dużą wagę historyczną dla całego okręgu, bo już na początku XVIII wieku tętniło życiem i przyciągało bogatych rybaków z całego kraju. Głównie odbywał się tu skup i sprzedaż lokalnych towarów m.in. ryb i przetworów rybnych. Setki statków z rybakami przybywały właśnie tu, po to aby handlować swoimi towarami. W większości byli to rybacy z Lofot, którzy sprzedawali swoje ryby lokalnym kupcom, którzy dalej wywozili ryby do Bergen po to aby sprzedać je właśnie tam, lub dalej wywieźć je do Europy. Miejsce to było również pierwszym miejscem oferującym noclegi dla turystów, a całością opiekowała się słynna bohaterka Północy Anne Elisabeth- kobieta petarda, która nie tylko utrzymywała całe miejsce przy życiu, sprzedawała, prowadziła sklep, pocztę, restauracje, piekarnie i trzymała pieczę nad całym biznesem, ale to również dzięki niej cała wioska miała z czego żyć. Historia jej nie była taka kolorowa bo w młodym wieku straciła jedynego 2 letniego synka, a po krótkim czasie również męża. Anne Elisabeth ponownie wyszła za mąż, jednak zmarła tragicznie spadając ze schodów łamiąc sobie żebra. W tamtych czasach lekarzy na Północy było mało, więc najbliższy przybył dopiero po paru dniach  z Lofot, niestety było już za późno by jej pomóc. 

Ciekawostką jest fakt, że niedaleko kompleksu znajduje się piękny kościółek również z tego okresu, w którym znajdziesz przepiękny, regionalny statek Nordlandsbåt. Ponadto, sklep coop prix w którym możesz zrobić zakupy i świetna lokalna serownia, w której polecam kupić lokalny, owczy ser. 

Jak się tu dostać? Pinezka: https://goo.gl/maps/ENL1tpvx8umkjRfZ6

2. Wycieczka miliona plaż w rezerwacie przyrody Fjære

Ta wycieczka to idealna alternatywa na piękny, słoneczny, czerwcowy dzień. Za kołem podbiegunowym panuje klimat subarktyczny oceaniczny, a to znaczy, że parę dni w roku można poopalać się na plaży. Jeśli udało Ci się trafić na taką pogodę, szczególnie polecam tą wycieczkę. Możesz zabrać piknik i grillować na jednej z 5 przepięknych plaż, albo założyć buty trekkingowe i odkrywać piękno każdej z nich. Trasa jest łatwa więc polecam ją szczególnie rodzinom z dziećmi. Przy każdej plaży jest małe wzniesienie na które polecam się wdrapać, żeby móc czerpać radość z widoku na okalające cudowne plaże, krystalicznie czystą wodę i przepiękne szczyty Parku Narodowego Sjunkhatten. Cała wycieczka zajęła nam ok. 2 godzin, w czasie którym towarzyszyły nam dwa, morskie orły. Coś wspaniałego! Uwaga, jest to rezerwat przyrody pod ścisłą ochroną z cudownym systemem wydm i bogatym życiem zwierząt i roślin, więc nie można tu nocować w namiocie! Proszę, zabierz ze sobą siatkę na plastik i odpady wyrzucane przez morze. 

Jak się tu dostać? Pinezka: https://goo.gl/maps/sBsbDFpZneuRcTig9 

3. rekking do jeziora Trolltindvatnet -2km

Wisienką na torcie tego trekkingu jest, szmaragdowe jezioro z krystalicznie zieloną wodą dookoła otoczone niesamowicie strzelistymi szczytami. Fenomenalne miejsce i “must see”, każdego kto przyjedzie na wyspę. Trekking nad jezioro to ok. godziny drogi przez gęsty las. Trasa prowadzi krętą i dość stromą ścieżką z bardzo bogatą fauną i florą. Jak wdrapiesz się ok 150m/200m na przełęcz, przywita Cię rzadki las krętych, karłowatych brzóz skąd udasz się prostą drogą do samego jeziora. Tuż przy jeziorze można rozbić namiot, rozpalić ognisko w wyznaczonym miejscu i cieszyć się cudowną scenerią. Koniecznie wykąp się w jeziorze lub spróbuj szczęścia łowiąc ryby w tej bajkowej scenerii. 

Jak się tu dostać? Pinezka: https://goo.gl/maps/YaEub5GxJ2SRNfMP9

4. Secret Beach- czyli Strandåvika

Ta plaża zdecydowanie zasługuje na zamknięcie pierwszej czwórki mojego rankingu miejsc wartych odwiedzenia na wyspie! 

Mimo, iż wyspa słynie z idyllicznych plaż, dla mnie szczególnie jedna plaża zasługuje na wyróżnienie. Z racji tego, iż nie jest łatwo dostępna dla turystów traktuje ją jako moją prywatną plażę na której zawsze mogę odpocząć zarówno fizycznie jak i psychicznie. Co ciekawe, mimo małej ilości turystów, zaopatrzona jest w ławeczki ze stolikiem i zawsze jakąś lokalną łódkę rybacką delikatnie kołyszącą się na turkusowej wodzie nadającą skandynawski charakter tej wprost tropikalnej scenerii. Widok czerwonej łódki na lazurowej wodzie i złocistym piasku powoduje, że od razu się odprężam. A Tobie jak się podoba?

Jak się tu dostać? Pinezka: https://goo.gl/maps/DVxhxbLz6dsmKmsx8

5. Arktyczne kajaki

Wyspa Kjerringøy to idealne miejsce dla osób kochających sporty wodne. Będąc na wyspie koniecznie spróbuj kajaków i popływaj wokół małych wysepek po to aby znaleźć swoją własną, prywatną plażę. Polecam wynajem kajaków w Kjerringøy Bryggehotel http://www.kjerringoy.info/kontakt.html

6. Trekking na szczyt Seta 664 m n.p.m.

Wycieczka rozpoczyna się przy drodze 571 w kierunku na Låter. Z parkingu prowadzi dobrze wyznaczona, 5 kilometrowa ścieżka przez las wzdłuż rzeki Låterelva. Szlak jest łatwy ale dość stromy, aż do jeziora Låtervatnan u podnóża góry Strandåtindan. Góra Seta leży „ściśnięta” pomiędzy Strandåtindan i Eidetinden i jest nieco niższa niż otaczające ją szczyty. Widok jest więc nieco ograniczony, ale można spojrzeć nieco inaczej na to, jak potężny jest Eidetinden i okalające szczyty. Uwielbiam ten trekking. 

Przeznacz na niego minimum 4 godziny w obie strony. Polecam wdrapać się na niego tuż przed północą i z góry podziwiać północne słońce. 

Jak się tu dostać? Mapa wycieczki: https://ut.no/tur/1112438/seta/kart#15.84/67.559534/14.892127

7. Chatka z million dollar view! Misten

Chcesz nocować przy samym morzu w chatce z trawą na dachu? Koniecznie przyjedź do Misten! Z tej chatki gwarantuję Ci jeden z najpiękniejszych widoków na morze delektując się poranną kawą w towarzystwie głośnych mew. Zimą natomiast jest to świetna lokalizacja do obserwowania zorzy polarnej, Stara chatka znajduje się nad samym morzem w miejscowości Misten, idealna na przenocowanie  dla ok. 4 osób. Niedaleko chatki znajdują się dwie piękne prywatne plaże. Dodatkowo, jest możliwość wynajęcia łódki od właściciela. Poza tym, chatką opiekuje się Marcin więc jest bardzo sympatyczna obsługa po polsku.  

Link do bookingu https://www.airbnb.no/rooms/21651823?location=Kjerring%C3%B8y&source_impression_id=p3_1591633739_N7qME7UNu1dFuGUE&guests=1&adults=1

Przewodnik po Parku Narodowym Rago

Przewodnik po Parku Narodowym Rago

Park Narodowy Rago to jeden z mniejszych parków narodowy Północnej Norwegii, ale ogromne doświadczenia związane z jego dziką i monumentalną przyrodą są gwarantowane!

WARTO WIEDZIEĆ!

RAGO jest najbardziej niedostępnym parkiem narodowym w całej Norwegii położony w gminie Sørfold w woj.Nordland i razem ze szwedzkimi parkami narodowymi Padjelanta, Sarek i Stora Sjöfallet, tworzy jeden z największych obszarów chronionych Europy o powierzchni ok 10 000 kilometrów kwadratowych!

CZEGO MOŻESZ SIĘ SPODZIEWAĆ?

Na turystów czeka tu wspaniała sceneria polodowcowego krajobrazu pełnego kontrastów. Ragowska mila, pozostałości po rdzennych mieszkańcach Skandynawii i tętniące serce norweskiej Laponii, czyli wodospad Litlverivassfossen, który sama nazwałam „Królem Północy”, to wrażenia które musisz przeżyć min. once upon a lifetime!

PRZEWODNIK PO RAGO!

Z racji rosnącego zainteresowania wśród Polaków tym parkiem, postanowiłam zebrać moje doświadczenia i zdobytą wiedzę w formie e-książki. Jest to pierwszy tego typu przewodnik o Parku Narodowym Rago, niedostępny nigdzie indziej! Przewodnik ten to doskonała pomoc w zaplanowaniu aktywnych wakacji w sercu Północnej Norwegii! E-Książka zawiera najważniejsze informacje, które potrzebujesz do zaplanowania swojej podróży w głąb norweskiej Laponii tj. wskazówki jak dojechać, gdzie się udać, gdzie nocować, co zabrać ze sobą, kiedy przyjechać itp. Ponadto, jej niebywałym atutem są propozycje gotowych tras, które sama miałam możliwość przejść!

Już teraz pobierz darmowy E-book o Parku Narodowym Rago!⇓

Król Północy- Park Narodowy Rago

Król Północy- Park Narodowy Rago

Park Narodowy Rago to jeden z najmniejszych parków narodowy Północnej Norwegii, ale ogromne przeżycia które na Ciebie tu czekają związane z jego DZIKĄ i monumentalną przyrodą zostawią Cię bez słów! Co ciekawe wraz ze szwedzkimi parkami narodowymi (Padjelanta, Sarek i Stora Sjöfallet), tworzy jeden z największych obszarów chronionych Europy o powierzchni ok. 10 000 kilometrów kwadratowych!

Król Północy

Park położony jest w gminie Sørfold w województwie Nordland i jest jednym z OŚMIU parków narodowych całego województwa. Nie dość, że jest najmniejszy z nich to według mieszkańców Północy jest również najtrudniej dostępny! W Rago nie ma praktycznie żadnej infrastruktury stworzonej przez człowieka, mającej na celu udogodnić wycieczkę odwiedzającym i głodnym wrażeń turystom. Ale to co najbardziej charakteryzuje ten park, to po SPEKTAKULARNY wodospad o wysokości ponad 230 metrów! To dokładnie tyle ile mierzy nasz Pałac Kultury i Nauki (przysłowiowy Pekin ? )! Coś niesamowitego, dlatego sama nazywam go Królem Północy za wielkść i majestatyczność!

Poza „Królem Północy” tym co przyciąga tu specjalnie turystów to, dziki krajobraz górski z głębokimi wąwozami i dużymi blokami skalnymi z rzadkimi roślinami górskimi. Przeważają tu lasy sosnowe, głębokie zatoki, specyficznie wygładzone lodem skały, długa morena rzeczna którą widać z każdego zakątku parku i majestatyczne wodospady spływające z wysokich góry. Ponadto głębokie kaniony i klify wyrzeźbione przez potoki topiącej się wody polodowcowej, to widoki zapewniające niezapomniane przeżycia niczym z kalifornijskiego parku Yosemite!

Jednodniowa wycieczka

Jeśli masz mało czasu to koniecznie wybierz się na jednodniową wycieczkę z małej wioski Nordfjord w Sørfold (gps 67.44188, 15.74295 ) oddalonej ok. 1,5 godziny jazdy z Bodø, do słynnego wodospadu Litlverivassfossen – Króla Północy! Parking jest łatwo dostępny i widoczny z drogi. Ponadto, znajduje się tu mała budka z daszkiem w postaci schronienia przed złą pogodą. Z samego parkingu prowadzi dobrze wyznaczony szlak zaczynając się bardzo stromo. Ta część wspinaczki jest dość wymagająca, ale warta wysiłku. Po wejściu na wierzchołek masywu, przywita Cię OLBRZYMIA, magiczna, polodowcowa panorama na okoliczną dolinę, jeziora, sieć rzek i dywan kolorowych lasów.

„Ragowska Mila”

Po przejściu ok. 360 metrów wzwyż wejdziesz na plato, gdzie teren jest bardzo zróżnicowany. Od bagien, po mokre skały, wchodząc w górę tylko po to żeby zaraz zejść 50 metrów w dół! Długość całej trasy masywu górskiego do samego wodospadu i z powrotem to ok. 11 kilometrów. Pamiętaj, że jest to “ragowska mila” to znaczy, że ukształtowanie terenu jest bardzo wymagające i zazwyczaj trwa DWA razy dłużej niż się planowało. Długość jednodniowej wycieczki do wodospadu kończącej się przy samym aucie w Nordfjord to minimum 5 godzin.

Dwudniowa wyprawa

Jeśli pragniesz doświadczyć dzikiej natury z ogromnymi, prawie bezludnymi przestrzeniami surowego krajobrazu wolnej natury (np. śpiąc pod gołym niebem) koniecznie polecam dwudniową, 24 kilometrową wyprawę! Szlak turystyczny zaczyna się w Lakshola (gps 67.45211, 15.77507), a kończy w Nordfjord. Auto najlepiej zaparkować w Nordfjord i przejść wzdłuż drogi lub autostopem”dojechać do Lakshola, tylko po to żeby dwudniową wycieczkę zakończyć przy samym aucie.

Wyznaczona trasa

Trasa od samego początku również jest oznaczona żółtymi znakami na skałach bądź drzewach. Polecam podążać wyznaczoną ścieżką bo strome górskie zbocza w zachodniej części Rago sprawiają, że łatwo można się zgubić. Obiecuję, że ścieżka zabierze Cię przez bogactwo malowniczych wrażeń, wzdłuż rwącej polodowcowej rzeki! Coś wspaniałego! Rzeka udekorowana jest sosnowymi zboczami i stromymi urwiskami. Kilka cudownych kaskad i wodospadów spadających w dół, z tego majestatycznego wodospadu Litlverivassfossen, robi ogtomne wrażenie! Nic dziwnego, że sama go nazwalam „Królem Północy”. Zgodzisz się ze mna? ?

Chatki

Po 10 kilometrach dojdziesz do dwóch chatek, Ragohytta i Storskogvasshytta, które możesz wynająć na noc od Statskog (Krajowy organ ds. Leśnictwa). My ominęliśmy chatki i pierwszego dnia pokonaliśmy ok. 13 kilometrów dochodząc do małych jezior, przy których rozbiliśmy swój biwak. Ognisko, ciepła wrześniowa noc nad samym jeziorem w samym SERCU norweskiej Laponii w świetle miliona gwiazd i zorzy polarnej przeniosła nas w bajkowy nierealny świat XXI wieku! Drugiego dnia zostaje do pokonania ok. 11 km w delikatnie nachylonym wzwyż terenie masywu górskiego, które doprowadzi Cię do najpiękniejszego wodospadu jaki znajduje się w Północnej Norwegii!

Kiedy przychać do RAGO?

W przeciwieństwie do sąsiednich szwedzkich parków narodowych, Rago ma typowy klimat nadmorski z dużą ilością opadów, chłodnymi latami i łagodnymi zimami. Dlatego koniecznie przyjedź tu na przełomie czerwca/lipca lub na początku września, jeśli chcesz doświadczyć kolorowej jesieni! Odradzam wczesną wiosnę i późną jesień gdyż w dolinie słońce w ogóle nie dochodzi i jest strasznie zimno, ciemno i ślisko!

Kogo możesz tu spotkać? ?

  • Życie zwierząt w parku narodowym nie jest szczególnie bogate, ze względu na klimat. Łoś jest jedynym dzikim przedstawicielem z rodziny jeleniowatych, który mieszka tu wraz z pół-udomowionymi reniferami. Obszar ten natomiast stanowi dobre źródło żywności dla rosomaków i rysi, których nie sposób jest zobaczyć.
  • W w 1968 roku przetransportowano tu bobry, ale teraz w ogóle ich tu nie ma, chociaż ślady dawnej działalności wciąż można zobaczyć. Z drapieżnych ptaków króluje tu orzeł przedni oraz sokół drzemlik, które są dość powszechne głównie w lecie.
  • Ryby nie występują naturalnie ani w rzece ani w jeziorach. Dlatego w latach 20-tych został wpuszczony do jezior pstrąg, więc teraz możesz złowić rybę w niektórych z nich.
  • Kiedyś żyły tu również niedźwiedzie brunatne, ale niestety zostały zabite przez lokalnych mieszkaców.

Ciekawostki…

  • W 2002 roku zasugerowano aby Park Narodowy Rago został wpisany na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO (wraz z Tysfjordem i Hellmofjorden) jako szczególny obszar Lapończyków „Lulesami”. Głównie dzieki bogatym walorom kulturowym związanym z działalnością Lapończyków na tych terenach oraz szczególnym walorom przyrodniczym związanym z spektakularnym wodospadem!
  • W parku możesz zobaczyć zabytki dziedzictwa kulturowego głównie pozostałości po Lapończykach, którzy tu mieszkali od dawien dawna. Chaty z murawy lub reszty ich fundamentów, kamienne narzędzia, oraz pół-udomowione renifery które pasły się tu od stuleci, to ślady pozostałości po Lapończykach.
  • W latach 1916-1918 podejmowano tu próby wydobycia srebra i ołowiu (galena) więc w dalszym ciągu widać zabudowania i pomieszczenia mieszkalne w najwyższej części parku . Plany były ambitne, a koszty wydobycia wraz z wybuchem I-wszej Wojny Światowej były zbyt wielkie żeby mogły być opłacalne.
  • Wolno rosnące sosny w pobliżu Storskogvatn były kiedyś również bardzo cenione ze względu na ich jakość. Częściowo używane były do budowy łodzi, mimo iż trudno było je wywieźć poza obszar.

Lodowa Kraina

Jak sama fotorelacja pokazuje, krajobraz Rago jest pełen ogromnych kontrastów! Od spokojnych lasów i bujnej oazy z bogatą różnorodnością roślin, do ogromnych, nagich masywów skalnych. Liczne potężne głazy i mniejsze skały są rozproszone po całej trasie, szczególnie powyżej 500-600 m, które zostały pozostawione przez cofający się lód na końcu epoki lodowcowej! Występowanie kilku małych lodowców w południowej część Rago gł. w rejonie Lappfjellet-Hartkjølen, z najwyższym lodowym szczytem Gaulis 1327 m n.p.m. dodaje bajkowego uroku temu miejscu! A sam widok na najwyższy szczyt parku Ragotoppen 1312 m n.p.m. z dominującym Snøtoppen (1081 m n.p.m.) to tylko mała wisieńka na torcie, którą możesz podziwiać prawie z każdej części parku! ?

Jeśli chcesz poczuć magię norweskiej Laponii, to koniecznie zobacz mój filmik który przeniesie Cię w serce największej dziczy Europy! —->

!!! Zapraszam na filmik z Parku Narodowego RAGO – – -> Gazela w Laponii !!!

Park Narodowy Rago praktyczne informacje:

  • miejsce położenia: gmina Sørfold, w woj. Nordland
  • dojazd: Kieruj się drogą E6 na północ od Fauske i zjedź mniejszą drogą do Nordfjordu i zaparkuj w Lakshola
  • Informacje na temat noclegów:
    Fauske and Sørfold Association of Hunters and Anglers
    www.fsjff.no, mail@fsjff.no
    Øyra Camping, NO-8226 Straumen, tel. +47 75 69 65 84
  • Chatki: Storskogvasshytta (Statskog) and Ragohytta (Statskog)
  • Wskazówka:
    Dwudniową wycieczkę zacznij ścieżką od Lakshola wzdłuż doliny Storskogdalen do
    jeziora Storskogvatn i chatki Storskoghytta. Wróć przez jezioro Sølvskardvatn i
    wodospad Litlverivatn do żwirowni w Nordfjord.

Weekend na dachu świata, czyli noc nad lodowcem SVARTISEN, ENGABREEN!

Miejsce: Park Narodowy Saltfjellet-Svartisen

Szlak turystyczny pieszy

Stopień trudności: średni

Długość szlaku: 8,2 km

Wysokość: 1 454 m n.p.m.

Czas: 2 dni

Tą wycieczkę zaczęliśmy już w samolocie z Budapesztu,tam temperatura sięgała 35 stopni, a przed nami –do pokonania aż ponad 3 tysiące ciągnących się w niewygodnym siedzeniu samolotowym kilometrów. Po nadmiernie intensywnych wakacjach w naszych rodzimych i rozpieszczających nas krajach, gdzie East-European lifestyle z odrobiną nadopiekuńczej rodzinki, szalonych przyjaciół i ciągłej podróży, zaspokoił nas metropolitarnym życiem i niestety, ale zmęczył do granic! Cztery lata temu opuszczając ukochaną Polskę, wraz z nią również opuściłam naszą wspaniałą i głęboko zakorzenioną kulturę „pełnych brzuszków”- czyli narodowego wskaźnika gościnności i obfitości w jedzeniu. Zdeno do dzisiaj twierdzi, że pierwszy raz w życiu doświadczył FOOD HANGOVER czyli kaca z przejedzenia po tym jak o godzinie 22 mamusia poczęstowała go bigosem, warstwową sałatką z tuńczyka, a za tym serniczkiem z brzoskwiniami, a na śniadanie serwując białe kiełbaski i domowej roboty wołowinkę ze śliwką do świeżo upieczonego chleba! Polska kuchnia zdecydowanie różni się od naszej skandynawskiej diety. Na Słowacji natomiast to ja wymiękłam. Głównie przez serdeczność i zbyt dużą hojność Słowaków w ilości spożywanych trunków wysokoprocentowych, lejących się wszędzie gdzie tylko się pojawiasz i o każdej możliwej godzinie. Najlepiej zapamiętałam kawę w postaci szampana o 9 rano, po tym jak noc wcześniej położyliśmy się spać ok. godz. 3 kończąc wieczór lawinowym piwem z dodatkiem tatrańskiego czaju, bo jak można odmówić nieobliczalnym kolegom z czasów studenckich? Zdeno nie mógł, a ja razem z nim!

Szalone, beztroskie i aż – nadto rozpustne w jedzeniu i piciu wakacje zakończyliśmy śpiąc całą drogę w samolocie. Nasz kierunek to daleka, odległa i sterylna północ. Było dla nas jasne, po takich wakacjach potrzebowaliśmy odpoczynku! Pół godziny przed samym lądowaniem w sercu górzystej krainy wikingów zostaliśmy oszołomieni cudownym widokiem ciągnących się na 1000-metrów zaostrzonych i wyrazistych skał. Mimo iż sierpień już się kończył, góry stale uwieńczone były grubymi czapami śniegu! Bez jakiejkolwiek rozmowy, na naszych twarzach wymalowała się silna fascynacja oraz ogromne pragnienie przeżycia przygody w bezludnym środku szpiczastych gór z widokiem na ocean!

Po paru dniach byliśmy już spakowani, zwarci i gotowi na górską weekendową przygodę w ciszy norweskiej chatki na szczycie jednego z najpiękniejszych (moim zdaniem) pasm górskich Nordlandu z widokiem na lodowiec skąpany w surowym, turkusowym fiordzie. W tak malowniczej części północy, mieliśmy zamiar spędzić romantyczny weekend tylko we dwoje. Spokój. Cisza. Góry. I my.

Otóż, chatka TÅKEHEIMEN na którą szliśmy znajduję się w samym sercu Parku Narodowego Saltfjellet-Svartisen na wysokości 1 073 m n.p.m. – i jest drugą chatką co do wysokości położenia – w północnej Norwegii. Żeby się do niej dostać trzeba najpierw przepłynąć promem na drugą stronę fiordu (o tej wycieczce opisałam w poście Wonderland, czyli Norwegia moimi oczami). My właśnie tak zrobiliśmy! W ten sierpniowy poranek było nas zaledwie osiem osób, które przepławiły się łódką na drugą stronę fiordu w stronę lodowca. W śród nich była urocza grupa moich rodaków, trzech dorosłych mężczyzn i jeden chłopakc w wieku szkolnym, którzy upajając się widokami krystalicznej natury upajali się również dobrze schłodzoną whiskey o smaku miodowym. W przeciągu 10 minut dostałam minimalnie 20 szans na to aby dotrzymać towarzystwa wakacjowiczom i wypić za ich zdrowie.

Oczywiście, tylko my mieliśmy za cel przedostać się przez góry żeby przenocować w chatce. Bardzo cieszyłam się, że będziemy tam najprawdopodobniej sami. Mianowicie, chatki w górach należące do Norweskiego Stowarzyszenia Trekkingu (DNT), są z reguły puste, z racji tego że jest ich dużo- bo ponad 500, a turystów stosunkowo mało. Po przepłynięciu fiordu jak zwykle zaopatrzyliśmy się w rowery, dzięki czemu sprawnie zgubiliśmy naszych upojonych rodaków krzyczących za nami „polskie dziewczyny są najpiękniejsze”.

Po 15 minutach zaczęliśmy wspinaczkę. Do języka lodowca doszliśmy po 45 minutach, a stamtąd udaliśmy się pod górę zostawiając w tyle pozostałości turkusowej tafli lodu. Już po godzinie, zobaczyliśmy cztery osoby będące jakąś godzinę wspinaczki przed nami. Widząc ich przypomniało mi się, że chatka ma 11 miejsc także spokojnie znajdziemy pokój tylko dla siebie. Wspinając się jeszcze wyżej, doszliśmy do miejsca w którym cudownie otworzył się fiord pokazując wspaniałą panoramę otaczających nas gór. Widok przyprawił mnie o dreszcze. Nigdy wcześniej nie widziałam takiej kombinacji…

Pasmo szczytów niczym nasze Rysy. Lodowiec. Jezioro. Fiord. Archipelag wysp. Ocean. Bezkres natury. Byłam przeszczęśliwa. Serce biło mi jak szalone, nie dlatego że było stromo ale ze szczęścia! Dokładnie tego potrzebowaliśmy patrząc na góry z okna samolotowego parę dni wcześniej. Miałam ochotę wykrzyknąć na całe gardło, dając upust moim emocjom. Na twarzy Zdena widniała wdzięczność, niesamowity spokój, satysfakcja i spełnienie.

Myślę, że dla niego widok mnie szczęśliwej w górach jest bezcenny. To on nauczył mnie, zainspirował i rozkochał w wędrówkach górskich! Wymiana tak głębokich spojrzeń mówi o wiele więcej niż słowa. Niewidzialna nitka porozumień umacnia nasz związek i nadaje smaku wspólnych przeżyć. Ten cudowny moment przerwały nam dwie kobiety schodzące z góry, które poinformowały nas że przed nami są aż 3 grupy ludzi i najprawdopodobniej nie będziemy mieć miejsca aby przenocować na chacie…

Wtedy dopiero zaczęłam się niepokoić. Co zrobimy jak nie będzie dla nas miejsca? Do chatki zostało nam ok. dwóch godzin wspinaczki, a to znaczy że jak tylko tam dojdziemy ostatni prom właśnie odjedzie. Nie wiedzieliśmy co mamy zrobić. Czy zaryzykować i może uda nam się przenocować w tej wymarzonej chatce? Czy zawrócić, a tym samym zdążyć jeszcze na ostatni prom pławiący nas na parking gdzie zostawiliśmy auto.

Szybko zdecydowaliśmy, że kontynuujemy naszą podróż. Co może nas powstrzymać od upragnionego i jednego z najpiękniejszych widoków z chatki na drugi co do wielkości lodowiec w Europie? Na pewno nie brak prywatności! Idąc dalej, zauważyliśmy przed nami pierwszą grupę ośmiu ludzi. Już, wtedy wiedzieliśmy o czym mówiły zawracające stamtąd kobiety.

Uprzedziły nas również, że jeśli chcemy przenocować na chatce to musimy wziąć ze sobą wodę, bo tam jej nie ma. Mieliśmy już połowę naszych wodnych zapasów ale liczyliśmy, na pozostałości śniegu i strumień wody w pobliżu. Udało się. Śnieg i strumyk znaleźliśmy po godzinie, jak prawie kończyły nam się zapasy, nabierając tym samym do butelek ok. 4 litrów lodowatej do szpiku kości wody. Po 3,5 godzinach wspinaczki doszliśmy do cudownej chatki. Niestety najgorsze było przed nami.

Chatka była wypełniona 20 osobami! Dwie rodzinki z dziećmi, francuscy turyści i zagubieni Niemcy! Tragedia. Co teraz? Na szczęście była tam również druga, rezerwowa chatka, głównie używana na potrzeby ochrony górskiej. Maleńka. Nieprzystosowana odpowiednio dla potrzeb wymagających turystów. Niestety też już była okupowana przez trzech Norwegów w towarzystwie dwóch husky!

W mojej głowie zaczęły tworzyć się straszne historie nocowania na lodowcu bez śpiwora, gdzie w nocy temperatura spada poniżej zera! Gorzej już być nie mogło, pomyślałam. Otóż, mili Norwedzy z małej chatki stwierdzili że mają jedno łóżko wolne i że możemy je dostać. Chatka była tak maleńka, że zmieściły się w niej 2 łóżka piętrowe, jeden składany stół, kuchenka i ubikacja przy samym wejściu. I w takich oto warunkach piątka ludzi wraz z dwoma psami miała przenocować i zapewnić nam tym samym upragnioną romantyczną noc w górach! Haha. Było bardzo śmiesznie. Podziękowaliśmy, zostawiliśmy rzeczy i wybraliśmy się aby dobić szczyt Helgelandsbukken 1 454m n.p.m. Tym samym idąc jeszcze kolejnych 400 metrów stromym zboczem wzwyż.

Umierałam z głodu, dlatego jak tyko wyszliśmy z chatki zrobiliśmy basecamp żeby zjeść upragniony lunch. Słońce grzało delikatnie, powodując że poczułam pierwsze oznaki zmęczenia. Rozpływająca się w ustach czekolada Studencka, którą dopiero co przywieźliśmy ze Słowacji uwieńczyła ten bajeczny moment słodkim smakiem dzieciństwa. Po godzinie odpoczynku wyruszyliśmy w dalszą drogę, która coraz bardziej była stroma.

Potężne kamienie, po których trzeba było się wspinać utrudniały wspinaczkę, a gruba pokrywa śniegu obniżyła odczuwalną temperaturę o przynajmniej 5 stopni. Po godzinie doszliśmy na sam szczyt Helgelandsbukken.

Byliśmy tam zupełnie sami z widokiem na cudowne wybrzeże udekorowane morzem szpiczastych gór, w odblasku zachodzącego słońca. Widok bezcenny. Siedząc na szczycie miałam wrażenie, że jestem na dachu świata. W tym samym momencie, odpadł olbrzymi blok topiącego się śniegu spadając 400 metrów prosto w dół. Huk był tak przenikliwy, że miałam wrażenie jakby góra na której stoimy zapadała się nam pod nogami. Niesamowite przeżycie.

Nie mogliśmy zbyt długo cieszyć się tym wspaniałym widokiem gdyż słońce nieubłaganie zbliżało się do horyzontu. Udało nam się wrócić do chatki w momencie gdy słońce właśnie zachodziło. Norwedzy siedzieli sobie przy obiedzie wokoło chatki, grillując „pølse i brod” i popijając czerwone wino w rytm zachodzących promieni słonecznych. Ten moment będę długo pamiętać.

Ja natomiast byłam tak zmęczona, że wślizgnęłam się na dwupiętrowe łóżko do śpiwora w tym samym czasie zapadając w głęboki, górski sen. Podczas gdy Zdeno dyskutował temat uchodźców z rozbawionymi norwegami.

W ostatni sierpniowy poranek obudziliśmy się o świcie z ogromnym pragnieniem zjedzenia śniadania na dworze z monumentalnym widokiem na otaczającą nas naturę. Szybko spakowaliśmy się nie budząc pozostałych wędrowników i zrobiliśmy śniadanie na ławce przy samej chatce. Niebo było delikatnie zachmurzone, dzięki czemu kolory niebieskie dominowały na tle głębokiego fiordu. Po kwadransie dołączyli do nas turyści z Francji opowiadając, o porzuconej pracy na cześć podróżowania po północnej Norwegii. Szaleństwo!

Po zjedzonym śniadanku w sympatycznym towarzystwie z monumentalnym widokiem, pożegnaliśmy się i szybkim krokiem ruszyliśmy w kierunku lodowca po to, żeby zdążyć na drugi prom odpływający o godzinie 13. Schodzenie ponad 1000 metrów zajęło nam niecałe 2,5 godziny z dwoma przerwami na odpoczynek i posiłek energetyczny.

Po zejściu z góry wsiedliśmy na rowery żeby przed odpłynięciem promu zdążyć jeszcze na kubek gorącej, pyszniutkiej kawy w restauracji pod lodowcem. Z racji tego, że kawa należy do moich największych uzależnień (zaraz po treningu), delektowałam się każdym jej łykiem. Tym bardziej, że na śniadanie miałam tylko dwudniową herbatę! Mimo, iż noc na lodowcu nie była taka jaką sobie wymarzyliśmy. Ilość turystów nadała temu odległemu od cywilizacji miejscu niesamowitego ożywienia, werwy i przejawu ogromnej pasji turystycznej przygody. Planujemy wrócić na chatkę w przyszłym sezonie zimowym, przekraczając bezkresne pola lodowca na biegówkach! Już nie mogę się doczekać!

Skialpy w Północnej Norwegii

Znowu poniedziałek, szary bury i ponury…? Nieee Heggmotinden i ski-tury!

Miejsce: Heggmotinden, Nordland
Szlak turystyczny: pieszy, topptur
Stopień trudności: średni
Długość szlaku: 3,4 km
Czas: 3,5 godzin

Poniedziałek 22. marca, budzik nieubłaganie dzwoni o 7 rano, czas wstać do pracy. Na dworze jest ok 5 stopni ciepła, słońce swieci, Zdeno marzy o „outdoor office”. Oboje bez komentarza szykujemy śniadanko, pijemy kawę i każdy udaje się do swoich obowiazków nowego tygodnia.

Z racji tego że jest to Wielki Tydzień, a dokładniej poniedziałek przed Wielkanocą, norwedzy mają tak zwany cichy tydzien „stille uke”, co w praktyce oznacza że większość ma już upragnione wolne! W norweskim pojeciu Påske czyli Wielkanoc, to tydzień spędzony na chacie w górach, biegówki to najważniejsza czynność nabożeńska której są bardzo wierni i prakykują ją od rana do wieczora, grillowanie parówek na jednorazowym grilu przy piwku, to druga z głęboko zakorzenionych tradycji, i tak przez cały tydzień! Genialne, że w ogóle uprawiają jakiś sport w tym czasie!

My natomiast, mieliśmy zacząć naszą Wielkanoc od środy, jednak plany są po to żeby je zmieniać. O godzinie 9, dostaję smsa od Zdena, z napisem „Gazelka, za 30 min w domu, kierunek Heggmotinden?”

Długo nie musiałam się zastanawiać bo akurat odwołali mi 2 treningi z racji fantastycznej pogody. Szybko i spontanicznie spotkalismy się w domku. W pół godziny zapakowaliśmy wszystko co potrzebne i wyruszyliśmy na kolejną naszą zimową przygodę, tym razem czekały na nas ski-tury! JUPII

Heggmotinden oddalony jest od Bodø ok 25min jazdy na wschód w stronę Fauskę. Plusem jest to, że już z samego parkingu możesz iść na nartach na samą górę, bez tego żeby nieść narty na plecach! Bomba! Śnieg tego dnia był idealny.

Po 10 minutach wspinaczki z plecakiem na plecach ściągam kurtkę, a z nią wszystkie problemy które tu przyniosłam. Zakładam okulary i szeroki uśmiech od ucha do ucha! Massa potu i zastrzyk endorfin dopiero przede mną.

Góra ma 798 metrów n.p.m., a szlak prowadzący na jej szczyt ma zaledwie ok 3,5km. Początek jest bardzo przyjazny dla miłośników sporótw zimowych, łagodnie stąpając do góry pozwala mięśnią czworogłowym rozgrzać się w odpowiednim tępie. Później wita nas las, a za lasem najcięższa część. Stroma i długa. Śnieg jest trochę zlodowaciały. Ale widoki arktycznej wiosny powodują, że chcesz iść dalej.

Trasa nie jest tak popularna, jak inne w tej okolicy. Podczas całej wyprawy spotkaliśmy na stoku ok 8 osób. Jednego śmiałka nawet na biegówkach na samym szczycie, co dodało mi odwagi bo było trochę stromo przy zjeżdżaniu. Dobijając szczyt nie spodziewałam się aż tak monumentanego widoku. Ok 100m przed wierzchołkiem, otworzył się widok na stronę zachodnią pokazując bieluteńkie góry zalane granatowo- czarnym fiordem. W oddali ocean, a z nim moje przeukochane Lofoty. Jak budziłam się rano nie pomyślałabym, że taki widok będzie mnie dzisiaj czekał. Czuję się jak w BAJCE!

Ogromna radość i poczucie wolności przyspiesza bicie serca! Szczęśliwa podbijam górę, a tam już tylko zdjęcia i melodia szalejącego wiatru. Z racji tego, że mocno wiało na górze, zjechaliśmy niżej i zrobiliśmy swój basecamp w zawietrzu. Gorąca kawa z widokiem na dolinkę i spokój, cisza, to balsam dla duszy. Właśnie takie momenty powodują że mam ochotę meczyć się przez 3 godziny, żeby usiąść i odpocząć. To właśnie tam, mogę zapomnieć o całym świecie..Takie poniedziałki lubię, a Ty? ?